|
| Arena rodzinna Himurów | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Arena rodzinna Himurów Pon Lip 29, 2024 2:05 pm | |
| Alaska, drzewa jakieś, krzaki, tundra, tajga, opis, opis. Dużo drzew, creppy vibe overall. Stench of death.
2/10, słaby spot na wakacje | |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Pon Lip 29, 2024 2:25 pm | |
| Brama wejściowa na arenę była porośnięta bluszczem i pomimo pełnego słońca na niebie, zdawała się Hidekiemu być dużo ciemniejsza i bardziej przytłaczająca niż ją zapamiętał ze swojej ostatniej wizyty w tym miejscu. Gdyby nie miał ze sobą towarzystwa samo to sprawiłoby, że obróciłby się na pięcie i wrócił do znajomego miasta, do własnego mieszkania i do swojego życia. Problem polegał na tym, że ta brama i wszystko co się znajdowało za nią również było elementem tego życia. Nie widział więc innego wyjścia niż przez nią przejść i dzielnie opowiedzieć do końca historię, którą zaczął w rodzinnej posiadłości.
"A może to jednak za dużo na jeden dzień?" pomyślał zaciskając dłonie w pięści "To jest ciężka historia. Zrzucanie jej na niego za jednym razem może nie być najlepszym pomysłem"
Pokręcił jednak lekko głową i wziął głębszy oddech. Wiedział doskonale, że jeśli teraz nie odważy się wejść na arenę i opowiedzieć o wszystkim co miało na niej miejsce może minąć wiele miesięcy zanim znowu uda mu się zebrać odwagę, żeby tutaj wrócić. Teraz albo nigdy.
Zwrócił głowę na swojego partnera i przywołał na twarz lekki uśmiech.
- Jesteś pewien, że się już nie nasłuchałeś? - zapytał w ostatnim zrywie płonnej nadziei, że nie będzie jednak musiał wchodzić do lasu za bramą - Wiem, że to bardzo intensywna historia. Nie będzie żadnego wstydu jeśli uznasz, że jednak nie chcesz o tym słuchać. - mówiąc to wziął dłoń Olivera w swoją i ścisnął ją lekko w geście dodawania otuchy. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Pon Lip 29, 2024 3:09 pm | |
| Czasami zdarzały się takie dni, że nic nie zajmowało jego uwagi. W niektórych, niesamowitych przypadkach, tych dni miał nawet kilka. Były rzadkie, jak deszcz w Las Vegas, ale faktycznie zdarzały się. Ten weekend był jednym z nich - Oliverowi udało się pozbyć brata, załatwić wszystkie sprawy w pracy, zaanonsować wszystkim, że: "teraz mnie nie będzie, czy wszyscy słyszą? Nie będzie mnie, mój numer przestaje być 911." Bardzo cieszyło go, że spędzą z Hidekim czas, im bliżej były ich wielkie plany, tym częściej widywali się służbowo, nie prywatnie, jak dawniej. "Ich" plany. To były plany Olivera, jak bardzo nie chciałby, żeby tak było. Partner dał mu już do zrozumienia wielokrotnie, że to nie jego marzeniem jest obalić porządek świata, że uczestniczy w tym z oddania i lojalności, nie z ambicji. Black ciągle miewał nadzieję, że obudzi w Himurze iskrę rebelianta, ta natomiast zdawała się być zawsze duszona w zarodku. Naprawdę interesowało go, dlaczego. Zanosiło się na to, że dzisiaj miał się dowiedzieć. Wysiadanie z drona było co najmniej szokujące. Zimny, przenikliwy wiatr owiał ich ciała i Oliver, przyzwyczajony przede wszystkim do palącego smogu Las Vegas, a nie świeżego powietrza, prawie się zakrztusił. W dodatku cały ten śnieg. - Zapomniałem, że istnieje pogoda - mruknął, opatulając się kurtką i umieszczając się strategicznie przy Hidekim. Zdobył zarówno ciepło, jak i miłość, uznał więc plan za sukces, a chłód za chwilowego sojusznika, tak długo, jak dzięki temu mógł być bliżej mężczyzny. Oczywiste, że nigdy nie był w tym miejscu, ale i jego w pierwszej chili przytłoczyła aura otoczenia. Alaska sama w sobie była dość mroczna i dzika, ale to miejsce było dodatkowo przerażające. "Przynajmniej żadnych niedźwiedzi. Do tej pory." Obserwował Hidekiego na tyle dyskretnie, na ile się dało. Miał nadzieję, że jego badawcze spojrzenia giną w nawale maślanych oczu, jakimi obrzucał partnera bez przerwy, ale trochę się już znali i na pewno nie zdołał ukryć wszystkiego. Zresztą, chyba nie próbował. Było między nimi wystarczająco tajemnic, jakich wymagały od nich ich zawody, nie czuł potrzeby dokładania się do tej puli. Po opuszczeniu domu rodzinnego, Hideki wydawał się jeszcze bardziej stłamszony, niż wcześniej. Oliver zastanawiał się, czy mężczyzna właśnie się zastanawia, czy się nie wycofać, zanim ten nie odezwał się do niego. - To naprawdę miła odmiana, nie musieć słuchać własnego głosu - odpowiedział mężczyźnie, również lekko się uśmiechając, pomimo mrocznej atmosfery. - Jeśli przy okazji to twój głos poprzerywa moje trajkotanie, w zasadzie będę wdzięczny. Przy okazji, całkiem uroczo było widzieć, że masz papierową wersję "Pieśni o Troi", w dodatku tak wysłużoną. Słuchał dalszej wypowiedzi partnera, obejmując palcami podaną mu dłoń. Z westchnieniem spojrzał na ciemny metal frontowej bramy, jaką mieli przed sobą. - Oczywiście, że nie chcę tam wchodzić - przyznał, przyglądając się intensywnie twarzy Hidekiego. - To straszne miejsce, to się czuje nawet stąd. Skoro jednak to część twojej historii, to - westchnął, wzruszając ramionami i uśmiechając się pokrzepiająco. - Ahoj przygodo? | |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Pon Lip 29, 2024 3:49 pm | |
| - Szczerze? Ja też nie chcę ani trochę - odpowiedział Hideki parskając lekko. Ścisnął mocniej dłoń Olivera starając się tym samym dodać odwagi im obu, po czym ruszył w stronę lasu. Szedł przez chwilę w milczeniu przyglądając się drzewom naokoło - No dobrze - powiedział wypuszczając powietrze - Masz jakieś pytania zanim zacznę mówić dalej? Szczerze mówiąc jestem w takim transie, że nie jestem pewien czy wszystko dobrze wytłumaczyłem. Mówiąc to zerknął na partnera, głównie jednak zastanawiał się jak właściwie ma streścić cały ten nieszczęsny dzień sprzed sześciu lat i nie popaść w bezcelowe błądzenie po wspomnieniach. Rozglądał się naokoło i po raz pierwszy od dawna pozwolił migawkom wspomnień do siebie powrócić. Krzyk Hayley, własne przerażenie i ból w kończynach kiedy był przykuwany do skały znajdującej się na końcu ich drogi, dźwięk pękających karków braci i ojca, w reszcie również przerażenie w oczach Ryo, które widywał do tej pory. Do skały miał zamiar doprowadzić ich najszybszą drogą, nawet ta jednak oznaczała dobre 20 minut drogi w zimnie i śniegu. Mimo to był wdzięczny za chłód, który skutecznie go otrzeźwiał. Zdawało mu się być nie na miejscu żeby mogło tutaj kiedykolwiek gościć ciepło. Wszystko co znajdowało się za tą bramą nie miało prawa być przyjemne, komfort zatrzymywał się na granicy, którą oni właśnie przekroczyli. Hideki uśmiechnął się w duchu do swoich myśli, ponieważ pomimo tego, że uważał je za uzasadnione, nie było sensu winić otaczających ich drzew za jego własne doświadczenia. "Może powinienem zamienić to miejsce w rezerwat?" pomyślał "Dołożyć tutaj coś pozytywnego zamiast trwać w przekonaniu, że jest to tylko grobowiec." Szybko jednak przypomniał samemu sobie, że zwarzywszy na zbliżający się wielkimi krokami "D-Day" może nie mieć czasu na wprowadzenie w życie tego planu. Poczuł narastający w klatce piersiowej ciężar na myśl o przyszłych wydarzeniach oraz coraz większą frustrację. Raz już udało mu się uciec pewnej śmierci i zdawał sobie sprawę z tego, że ostatnie sześć lat było dla niego pożyczonym czasem. Czy finał polegający na próbie wyzwolenia mutantów nie był dobrą puentą? Spędził przecież cały ten czas starając się sprawić, żeby życie jak największej ilości ludzi było łatwiejsze. Na papierze wszystko zdawało się do siebie pasować. Dlaczego w takim razie na myśl o tym zawsze łapało go tak obezwładniające przygnębienie? "Ponieważ nie chcę umierać" pomyślał mężczyzna z pewną dozą politowania dla siebie "Ponieważ raz już byłem pewny, że to się stanie i samolubnie chciałbym teraz po raz pierwszy mieć szansę na życie" Z wysiłkiem otrząsnął się z ciemnych myśli i powrócił spojrzeniem do Olivera starając się pocieszyć tym, że gdzie by nie byli i czego by nie kryła w sobie przyszłość teraz jest tutaj, jest z nim. W chwili obecnej spędza czas z mężczyzną, którego kocha i to kocha z wzajemnością. Nie każdy może to o sobie powiedzieć, skupił się więc na wdzięczności za to co w życiu ma... Bez względu na to ile to życie jeszcze potrwa. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Pon Lip 29, 2024 4:29 pm | |
| Mogliby się teraz odwrócić i odejść. Hideki mógłby opowiedzieć Oliverowi wszystko, co miał mu do powiedzenia bez wchodzenia w ten mroczny wycinek świata, w końcu nie byli zobowiązani do oglądania tego miejsca. Mimo wszystko, prawdopodobnie żaden z nich, a Hideki przede wszystkim, nie czułby wtedy, że temat został realnie opowiedziany. Żaden z nich wciąż nie umiał robić rzeczy "tylko trochę", potrzebowali pełnego doświadczenia. Trudno im się dziwić. Ich życia pozostawały dramatyczne, ilu terapii by nie przeszli. Wobec ludzi, których się kocha, po prostu chce się być wrażliwym i emocjonalnie nagim, dlatego też Oliver zamierzał pozwolić mężczyźnie na zwierzenia w takim wydaniu, w jakim tamten tego potrzebował. W końcu chciał być przy nim całym, nie tylko w tych dobrych momentach, a i to potrafiło sprawiać wyraźną trudność przy ich stylach życia. - Nie wszedłeś jeszcze do końca w szczegóły - odpowiedział, trzymając się mocno jego dłoni. - Rozumiem, że to tu straciłeś rodzinę i że miałeś z tym wiele wspólnego? - Starał się nie mówić w sposób, który mógłby obciążyć jakkolwiek partnera. Może i byli wprawnymi aktywistami i ich telefony nigdy nie zostały przejęte przez żadne służby, ale to nie znaczyło, że nie byli podsłuchiwani. To był duży las, naprawdę duży i można by się w nim naprawdę dobrze schować. - Nie chciałbym naciskać w miejsca, które mogłyby zaboleć bardziej, niż sama obecność tutaj, ale ilu w zasadzie miałeś braci, zanim... No wiesz? - spytał, po czym pouczył się w głowie za marne zmiękczanie słów, które pewnie żadnego z nich już nie przerażały. - Zanim odeszli? Idąc przez śnieg, natrafił nogą na coś i niemal się potknął. To był naprawdę trudny teren, w dodatku odizolowany. Ktokolwiek projektował to miejsce, wiedział, co robi. Oliver zastanawiał się, kto jest w stanie tworzyć takie biomy. Już samo ogrodzenie, które bez wątpienia kiedyś przewodziło prąd, było mrożące krew w żyłach. Musiała to być jakaś naprawdę wielobranżowa firma, która nie zadaje zbyt wielu pytań. Przy okazji myślenia o samej arenie, Oliver zastanawiał się również, czemu Hideki nie zrównał tego miejsca z ziemią. Na początku zapytanie o to wydawało mu się nieempatyczne, w końcu jednak przyjął, że jemu pytania w odwrotnej sytuacji bardzo by pomogły, a gdyby było inaczej, to by to zwerbalizował. Zdecydował więc pytać, przynajmniej póki Himura nie powie mu, że chciałby, żeby było inaczej. - Z tego, co rozumiem, to miejsce wiąże się z jakimiś strasznymi wspomnieniami, dlatego chciałem spytać, czemu je zostawiłeś? Czy nie łatwiej byłoby coś z nim zrobić i zapomnieć, że istniało? Słyszałem, że grunty chodzą teraz w północnych stanach po naprawdę wysokich cenach. | |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Pon Lip 29, 2024 5:31 pm | |
| Hideki lekko uśmiechnął się pod nosem słysząć "wiele wspólnego". Był jednak bardzo wdzięczny za pytania. Pozwalały mu one uporządkować myśli i skupić się na konkretach. - Myślę, że w zależności od tego kogo byś zapytał można powiedzieć, że miałem z tym wiele wspólnego, albo wszystko - odpowiedział przyciszonym tonem - Ich... Nasz ojciec chciał mieć jednego dziedzica, więc jak możesz się domyślić kandydatów na to miejsce było za dużo. Do tej pory nie jestem pewny czy to była rodzinna tradycja czy coś co on sam wymyślił. Szczerze mówiąc, oba scenariusze wydają się być tak samo prawdopodobne. Mężczyzna wziął głęboki wdech i spojrzał w oczy Olivera dla uspokojenia nerwów. - Była nas w sumie szóstka. Ja, Ryo, Kaito, Daihachi, Eita... i Hayley - ostatnie imię wypowiedział po sekundzie zawahania i złapał się na tym, że wypowiedział je ze słyszalną sympatią w głosie - Z tym, że Hayley była naszą siostrą, więc odpowiadając na twoje pytanie braci miałem w sumie czterech. Trójkę starszych. Ja i Hayley byliśmy w mniej więcej tym samym wieku. Wszyscy mieliśmy tego samego ojca, ale ja byłem dzieckiem z romansu. Tak jak ci mówiłem, przeprowadziłem się do ojca kiedy miałem 9 lat, ponieważ jego poprzednia żona zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, a moja matka i nasz ojciec mieli ze sobą już i tak długą relację - mówiąc to przybrał ton sugerujący, że okoliczności nie były wcale aż tak niezrozumiałe jak oficjalna wersja wydarzeń mogła sugerować. - Któregoś dnia kiedy miałem osiemnaście lat wszyscy dostaliśmy informację, że mój ojciec postanowił przejść na emeryturę, a jedno z nas przejmie kontrolę nad Yakuzą... Przynajmniej tak to wyglądało na papierze. W praktyce dla mnie i dla Ryo nie było na to realnej szansy. Mój brat jest wybitny, ale nie zmienia to faktu, że miał wtedy dwanaście lat. Był dzieckiem - mówiąc to wziął głęboki oddech - Zresztą prawie wszyscy byliśmy, ale rozumiesz. Jest duża różnica między dzieckiem lat dwanaście a dzieckiem lat osiemnaście. W każdym razie on był na to zdecydowanie zbyt młody. Ja z kolei nie miałem szans, ponieważ ojciec dziecka spoza małżeństwa nigdy nie uznawał w pełni za swoje. Jedna rzecz, którą powinieneś wiedzieć o moim ojcu to że tradycja była dla niego wszystkim. Trzymał mnie w domu i mnie wychował, ale nigdy nie spojrzał na mnie jako na pełnoprawnego syna. Ja miałem z tego całego cyrku nie wyjść żywy. Uczestniczyłem w tym tylko dlatego, że tak było łatwiej zachować pozory, ale ojciec przypilnował, żebym - tutaj Hideki zawahał się ponownie, starając się dobrze dobrać słowa - żebym fizycznie nie miał żadnej szansy na wyjście z tego cało - mówiąc to mężczyzna odruchowo puścił dłoń Olivera i złapał się dłonią za nadgarstek drugiej ręki machinalnie go pocierając. Himura zamilkł na chwilę patrząc niewidzącym wzrokiem w przestrzeń. Szybko jednak się z tego otrząsnął i wrócił swoją dłonią do dłoni Olivera. - Najsilniejszy przeżyje - powiedział unosząc brwi z dezaprobatą - To była ogólna filozofia naszego ojca. Ostatnia osoba, która pozostanie żywa będzie mogła przejąć biznes. Reszta, krótko mówiąc, pójdzie w piach. A odpowiadając na twoje ostatnie pytanie, rozważałem puszczenie tego miejsca z dymem wiele razy, ale nigdy nie byłem w stanie. Pochowałem ich wszystkich tutaj i szczerze, mam wrażenie, że siebie do pewnego stopnia też. Hideki pokręcił głową z lekkim uśmiechem. - Mam wrażenie, że znowu zaczynam chodzić naokoło tematu i mówić półsłówkami. Najprościej jak jestem w stanie to ująć mieliśmy się pozabijać, więc to zrobiliśmy... Właściwie ja to zrobiłem. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Pon Lip 29, 2024 7:43 pm | |
| - Eita to bardzo ładne imię. Znając życie, pewnie był najgorszy? - zaśmiał się smutno mężczyzna. Słysząc żeńskie imię jednak zawahał się, bardzo zaskoczony. Nigdy nie słyszał nic o siostrze... A może słyszał? Teraz, kiedy zdobył wiedzę o istnieniu kobiety-Himury, kilka rzeczy, które usłyszał w trakcie trwania ich relacji, miało nagle sens. Drobne teksty, czy podejrzana ilość wiedzy o dojrzewaniu dziewczynek. Można być progresywnym, jasne, ale noszenie przy sobie tamponów dla koleżanek to jedno, a wnikliwa wiedza o rozwoju hormonalnym trzynastolatek to drugie. Dobrze było dowiedzieć się o tej siostrze, zwłaszcza, że była dla niego słyszalnie kimś ważnym. - Nie brzmią na przemiłych, co wnioskuję z twojego tonu - stwierdził. - Może oprócz siostry? Hayley, tak? Byliście blisko? Wiedział, jak rzadko zgłaszana jest przemoc na dzieciach, której dokonują inne dzieci. Sam rzadko kiedy raportował swoim rodzicom, że Jasmin gdzieś go tam szturchnął, czy się z niego nabijał, ale to? To był jakiś inny poziom na wszystkich frontach. Oliver z trudem powstrzymał usta przed otworzeniem się. Słuchając czegoś tak mocnego, jak ten promil historii Hidekiego, wielu by odpadło, zapewne tylko pogłębiając tabu i traumę związaną z mówieniem o tym. Black był pewien, że nic dobrego nie wyszłoby z powtarzania, jakie to straszne, albo jak bardzo mu współczuje. Poznał też już Hidekiego trochę i miał wrażenie, że to nie współczucia oczekiwał. Czy w ogóle przyjmował, jak straszne było to, co go spotkało? Przy tej historii jego życie wydało mu się nagle o wiele mniej dramatyczne. - To jest jakieś totalnie pojebane - przyznał, kręcąc głową z przejęciem. - Też wobec ciebie, nie tylko wobec Ryo, chociaż wystawiać dwunastolatka przeciwko osiemnastolatkom... Chociaż, mówiłeś, że bracia byli starsi? - Z trudem przychodziło mu przyjęcie tego wszystkiego. Nie mógł nawet pojąć, jak po czymś takim Hideki nie stał się najgorszym człowiekiem na świecie, zamiast tego był jedną z lepszych osób, jakie Black kiedykolwiek poznał. - Czy miałeś jakiekolwiek wsparcie? - spytał z nadzieją. - I czy masz przestrzeń, żebym cię przytulił? Jeśli nie, to w porządku, ale nie zrozum mnie źle, naprawdę wyglądasz, jakbyś tego potrzebował. Przy okazji pewnie sam tego potrzebował, żeby jakoś załagodzić gorycz, jaką czuł wobec życia. Pragnienie unicestwienia Stanów Zjednoczonych jako konceptu tylko w nim urosło. Obserwował rękę Hidekiego. Postanowił nie pytać o to, jeszcze. To chyba była część, którą Himura sam musiał jeszcze przyswoić. O cokolwiek chodziło, musiało być jeszcze bardziej obrzydliwym dowodem na głębokie spaczenie, jakie przeżerało głowę ojca Hidekiego. - Nic dziwnego, że tak czujesz - odpowiedział w kwestii palenia areny. - Takie piekła... Wracamy do nich uparcie, jakby dało się w nich w końcu znaleźć chociaż szczyptę ukojenia. Nie, żeby kiedykolwiek przychodziła. - Przywołał na myśl mieszkanie Dominica, czy też mieszkanie babci i westchnął ze smutnym rozbawieniem. - Przynajmniej ja tak mam. Nie wiem, czy ty też? Czujesz, że zmarli mogliby ci czasem dać więcej, niż żywi? - Hideki - prychnął z irytacją na następną wypowiedź partnera. Absolutnie nie był zdenerwowany na samego Hidekiego, jedynie na cały koncept strofowania się za użyte słowa. - To nie są łatwe rzeczy. Gdyby sytuacja była odwrotna, nigdy byś mnie nie pośpieszał, więc spróbuj sobie dać chociaż trochę przestrzeni, którą dałbyś mi? Swoją drogą, któregoś dnia powinien podzielić się z nim swoją przeszłością. Teraz, kiedy Hideki opowiadał mu o tak wrażliwej i intymnej części swojego życia, Oliver nie rozumiał, czemu wcześniej nie umiał się na to zdobyć. Cóż, na pewno nie dzisiaj i nie teraz był czas na zwierzenia. Teraz jednak wiedział, że kiedyś ten moment nadejdzie i chociaż bez wątpienia będzie mu niedobrze na wspomnienie niektórych swoich przeżyć, chciałby, żeby Hideki wiedział. W końcu go kochał i chciałby być kochany i kochać w całości. | |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Wto Lip 30, 2024 2:22 pm | |
| Hideki wypuścił powietrze z lekkim rozbawieniem. - To chyba zależało od dnia, ale powiedziałbym, że Eita i Kaito byli ze sobą na równi - odpowiedział, ale słysząc następną wypowiedź partnera uśmiechnął się smutno. - Nie, zdecydowanie nie byli mili. Hayley była z kolei cudowna. Z nią byłem zdecydowanie najbliżej. Był oczywiście też Ryo, ale on był mały, a ja nie panowałem nad sobą w tamtym okresie zbyt dobrze, więc on się mnie zwyczajnie bał - przyznał przyciszonym głosem. Nie było mu łatwo się do tego przyznawać. Wyrzuty sumienia za to jak zachowywał się w stosunku do Ryo nigdy go nie opuściły, a teraz, kiedy widzieli się częściej powróciły jeszcze ze zdwojoną siłą - Nie jestem z tego dumny. Czasem dalej się mnie boi i nie mogę go za to winić w najmniejszym stopniu. Dużo z mojej strony doświadczył, a fakt, że zostałem mu już tylko ja prawdopodobnie nie pomógł. Hideki zamilkł na chwilę, patrząc przed siebie i starając się uspokoić nerwy. Nie było sensu teraz się nad tym rozdrabniać. - Hayley była jedyną z nas, która nie trafiła na arenę - powiedział w końcu, już spokojniejszym tonem - Zawsze była oczkiem w głowie ojca i wydaje mi się, że nawet wielki Koga Himura nie był w stanie zmusić się do tego, żeby ryzykować jej życie - mówiąc to Hideki zmarszczył brwi na wspomnienie ich pożegnania. Wszystko działo się wtedy tak szybko, że wielu rzeczy nie był do końca pewny, ale ostatni raz kiedy dane mu było spojrzeć na siostrę pamiętał w najdrobniejszych szczegółach. Pamiętał jej krzyk kiedy pracownicy ojca pakowali ją do samochodu, jak biła w szyby starając się z niego wydostać i jak jego samego musiało trzymać kilka osób, żeby nie miał szansy się do niej wyrwać - Chociaż może z drugiej strony to i lepiej - dodał cicho - Bo to znaczy, że dalej mogę mieć nadzieję, że ona też przeżyła. Szukałem jej przez długie lata i nadal okazjonalnie kiedy trafia mi się trop, liczę na to, że może w końcu kiedyś na siebie ponownie trafimy... W każdym razie nie postawię jej nagrobka, dopóki nie będę miał stuprocentowej pewności, a do tego czasu będę sobie powtarzać, że przeżyła. Hideki spojrzał na Olivera z wdzięcznością i zalała go fala sympatii do partnera. Sam nie zwykł często myśleć o sobie jako o ofierze w całej tej sytuacji. Oczywiście wiedział, że wszyscy nimi byli. Ryo, bracia, Hayley, on sam również, ale kiedy zostali z młodszym bratem we dwójkę skupił się na zapewnieniu Ryo bezpieczeństwa tak bardzo, że rzadko znajdował czas na współczucie sobie samemu. Nie był to przyjemny tok myśli, a kiedy tylko starał się sobie współczuć momentalnie powracały do niego wspomnienia wszystkiego co tego dnia zrobił. Wszystkiego co musiał zrobić. Dużo łatwiej było mu współczuć dwunastolatkowi, który od początku nie miał szans, niż mężczyźnie, który zabił swoją własną rodzinę gołymi rękami. - Dla ciebie zawsze mam przestrzeń - powiedział obejmując Olivera i gładząc go lekko po włosach - Dziękuję, że tego słuchasz. Chciałem, żebyś wiedział dokładnie w co się pakujesz - Hideki stał przez chwilę i chłonął spokój jaki mu zawsze dawało bycie blisko Olivera. Gdyby był tu z kimkolwiek innym nie dałby rady przejść przez całą historię, ale przy nim czuł, że jest w stanie zrobić wszystko - Miałem Brena. Bez niego jestem całkowicie pewny, że nie dałby rady. Wiem, że on się wam wszystkim wydaje osobliwy, sporo osób go nie lubi, ale dla mnie był skałą praktycznie od początku. Nie poradziłbym sobie bez niego. Mężczyzna wziął głęboki oddech i wypuścił partnera z objęć. - Myślę, że do pewnego stopnia tak? - powiedział niepewnym tonem - Na pewno jest mi się łatwiej zakotwiczyć w rzeczywistości wiedząc, że pomnik tego dnia dalej tutaj stoi. Nie wiem, czy to ma jakiś sens, ale kiedy wszystko naokoło staje się zbyt przytłaczające jest mi łatwiej kiedy wrócę tutaj pamięcią i przypomnę sobie, że już raz przeżyłem niemożliwe, więc co by się nie działo, mogę to zrobić ponownie i trudy codzienności przestają się wydawać aż tak straszne. Hideki wziął ponownie dłoń Olivera w swoją własną i ruszył dalej leśną drogą. - Na końcu tej drogi jest skała. Są też groby, ale to było już moje działanie. Skała jest dla mnie dużo bardziej istotna. Kiedy mówiłem, że ojciec przypilnował, żebym fizycznie nie miał szansy wyjść z tego cało to właśnie o nią mi chodziło. Widzisz, reszta była puszczona w lesie wolno. Chyba każdy startował z innego punktu i mieli się nawzajem znaleźć. Mnie ludzie ojca zaciągnęli do tej skały i do niej przymocowali, a potem pozostało mi po prostu czekać i zastanawiać się, który znajdzie mnie jako pierwszy. Na moje szczęście był to Ryo. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Wto Lip 30, 2024 5:28 pm | |
| - Myślisz, że byli po prostu okrutni, czy twój nieszczęsny stary jeszcze ich podjudzał? - spytał, spodziewając się odpowiedzi. Dzieci z tego co rozumiał, nie rodzą się okrutne. Prostolinijne, gwałtowne, samolubne, jasne, ale przecież nie złe. Jeszcze przed tabula rasa, mówiła o tym nawet Biblia, której słowa Oliver odruchowo przytoczył na myśl. "Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego". Jezus powiedział te słowa już całkiem sporo czasu temu i nie sposób było dowiedzieć się, co miał na myśli ze stuprocentową pewnością. Black chciał wierzyć, że chodziło mu o to, że dzieci pozbawione są wrogiego osądu. To wychowanie i otaczające społeczeństwo tworzyło nas tymi, kim jesteśmy. Glina w swej naturalnej postaci tworzy glebę, ziemię po której stąpamy, wyrobiona przez człowieka staje się narzędziem. W swej pierwotnej postaci jesteśmy tylko tak długo, jak ktoś nie zacznie nas rzeźbić. To mogły być jednak równie dobrze słowa Dominica, nie jego własne, porzucił więc tę myśl. Oglądał wystarczająco cierpienia dookoła i na twarzy partnera, nie musiał jeszcze myśleć o Biblii do tego wszystkiego. - Myślę, że twój brat nie mógł lepiej trafić - stwierdził po krótkim zastanowieniu. - To, czego się boi, ta siła i gniew było tym, co go uratowało i na pewno to wie. Przy czym nie odmawiam mu prawa do strachu, tak stwierdzam na głos, że gdyby nie te przymioty, to nie miałby jak mieć traumy, bo by po prostu nie żył. Zastanowił się chwilę, przyglądając smutnej twarzy Hidekiego. - To może śmiechu warte z ust terrorysty, ale dla mnie jesteś bohaterem, wiesz? - przyznał z przejęciem. - Nie wątpię, że to nie sama przyjemność mieć cię za brata, ale jako młodsze rodzeństwo, wiem o czym mówię. - Myślisz, że ona też cię szuka? Czy jej wersja Xiao Dana myślisz trzyma ją w jakimś odcięciu i nie ma jak? - Oliver nawet nie zakładał, że dziewczyna może nie żyć. W głowie miał już kilka pomysłów na szukanie siostry Hidekiego, jeżeli ten się zgodzi, Black z przyjemnością udostępni mu całe zaplecze, jakie posiadał. Z drugiej strony, czasami miał wrażenie, że nie ma zaplecza lepszego, niż Anselm i Ryo. Jeżeli ta dwójka nie podbije świata, to chyba nikomu nie było to pisane, naprawdę. Czasami wręcz trochę obawiał się tej parki, kiedy akurat miał okazję przez chwilę ich słuchać. "Zbyt potężni dla swojego własnego dobra." Black był też przekonany, że to nie była pora na rozmowy o znajdywaniu zaginionej krewnej. Zbliżali się do grobów rodzinnych i gdyby teraz założyli bazę operacyjną na drzewie i zaczęli planowanie poszukiwań, moment refleksji byłby totalnie zniszczony. Mieli jeszcze całe życie, żeby znaleźć Hayley, a Hideki naprawdę zasługiwał na dzień wolny od troszczenia się o innych. Dobrze, że ten moment był dla niego. - Jest tak bardzo za późno na "nie pakowanie się" w to, jak to tylko możliwe - odpowiedział mężczyźnie dość rozbawionym tonem, na ile pozwalała na to natura chwili. Założenie, że mógłby jeszcze zrezygnować z relacji z Himurą było dla niego śmieszne. Jedną rzeczą był po prostu dobry czas, jaki razem mieli - a zdarzał się naprawdę dużo częściej, niż można przypuszczać po ich stylach życia. Wiedzieli też teraz o sobie zbyt dużo, żeby się wycofać, to drugie. Trzecie i najważniejsze, to że był zakochany. Nie zainteresowany, czy zauroczony, to było po prostu zadurzenie po uszy, podszyte dojrzałą chęcią dbania o osobę i o relację z nią. Nie chciałby go zostawić. Cieszył się z chwili bliskości, którą mieli i ze słyszenia o Brenie. Czego by nie uważał o tym człowieku, skoro był dla Hidekiego, kiedy ten najbardziej tego potrzebował, to miał już zasługi, może nawet jakieś zalety. - Skałą. I rozumiem, że nie z twarzy? - upewnił się Black, nawet nie starając się podśmiechiwać z Waltona, po prostu wolał się upewnić. Oblicze Brendona było w końcu dosyć stoickie i nazwanie go skałą w takim kontekście nie byłoby błędne. Przez chwilę Oliver chciał zapytać o Eishę. Był mimo wszystko w emocjach i wolał nie podążać ścieżkami, jakie mogły wytyczać mu one, zamiast racjonalnych myśli. W końcu nie chciał teraz robić sceny, czy sugerować swojej zazdrości, bo oczywiście był trochę zazdrosny. Poza tym, cała relacja z tym Francuzem chyba też nie była łatwym tematem. Zdecydowanie wątek, który może poczekać na powrót do domu, kanapę, spokojny wieczór. Czyli może za dwa lata. - Rozumiem - przyznał w kontekście utrzymywania pomników własnej przeszłości w stanie względnie nienaruszonym. - Przynajmniej myślę, że rozumiem. - Skrajnie nienormalne - mruknął w odpowiedzi na ostatnie, chcąc być odważnym za ich dwóch, ruszając we wskazanym przez Hidekiego kierunku. - Nie wnoszę może tym komentarzem zbyt wiele, ale nie zrobiłbym czegoś takiego nawet wrogom, co dopiero własnym dzieciom. Tak mi przykro, Hideki - westchnął, patrząc pusto w śnieg. Chciałby dodać coś mądrego, że poczucie zagrożenia, jakie ojciec Himura miał w sobie, spowodowane własnym synem, było katastrofalnie niesprawiedliwe. Mógłby powtarzać, że matka powinna go bronić. Zamiast gadać, wolał jednak słuchać. | |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Wto Lip 30, 2024 8:22 pm | |
| - Myślę, że ciężko w ich sytuacji było zachowywać się inaczej - odparł mężczyzna wzdychając lekko - Chociaż z pewnością ojciec podpowiadał im co należy robić, ale Yakuza też wyglądała wtedy zupełnie inaczej. To nie było otoczenie, w którym dzieci mogłyby łatwo nabyć zdolność empatii czy często widziały dobroć. Na koniec dnia nie ma ich co winić, oni w tym byli zanurzeni po uszy. Ja miałem mimo wszystko bardziej zewnętrzną perspektywę, Hayley była traktowana inaczej, a Ryo... - Hideki uśmiechnął się pod nosem myśląc o młodszym bracie - Ryo był zbyt łebski, żeby nie być w stanie spojrzeć na sytuację z zewnątrz i ocenić chłodnym okiem. On tak naprawdę jako jedyny oparł się temu sam. Mimo wszystko ja i Hayley byliśmy na uprzywilejowanych pozycjach pod tym względem, jakkolwiek ironicznie by to nie brzmiało po wszystkim co ci powiedziałem o swojej - zaśmiał się lekko na tę myśl, po czym przewrócił lekko oczami z roczulonym uśmiechem słysząc pochwały pod swoim adresem. - Ty poczekaj do końca historii z wygłaszaniem opinii, co? - powiedział rozbawiony, patrząc jednak na partnera z wdzięcznością. Miło było usłyszeć coś pozytywnego i chociaż nie do końca wierzył jego słowom, bardzo przyjemnie było pomyśleć, że młodszy Himura też mógłby w ten sposób na to patrzeć. Nie rozmawiali o tym często. Każdemu z nich chyba ciężko było zacząć temat, a nawet gdyby to zrobili to co dokładnie mogliby sobie powiedzieć? Jak mogliby ułożyć w słowa wszystkie emocje, których oboje doświadczyli tamtego dnia i przez wiele następnych, ponieważ droga pod górkę nie skończyła się w momencie, w którym ciało ich ojca bezwładnie padło na ziemię. Hideki przypomniał sobie jak zagubieni oboje wtedy byli, jak bardzo przerażeni myślą, że następne niebezpieczeństwo może się czaić w każdym pokoju ich rodzinnej posiadłości, była w końcu wypełniona ludźmi ich ojca i żaden z nich nie mógł mieć pewności czy przysłowiowo ugną kolano przed nowym przywódcą... nowymi przywódcami. Na myśl o klonie Xiao Dana drepczącym posłusznie za jego siostrą Hideki wypuścił powietrze ze słyszalnym rozbawieniem. - Jeśli jest w połowie tak kompetentny i lojalny jak mój to oddałbym obie ręce za pewność, że tak jest. Nie wierzę w to, żeby ojciec zostawił ją samą. W każdym razie wiem, że potrzeba by było całej armii, żeby sprawić, że moja siostra sobie nie poradziła. To był żywioł, z którym każdy musiał się liczyć. Wierzę, że gdzieś ułożyła sobie życie. Może nigdy się nie odezwała, bo ułożyła je sobie tak dobrze i gdzieś z dala od koszmarów tego miasta i tej nieszczęsnej organizacji... Wiem, że ja bym często chciał - mówiąc to mężczyzna uśmiechnął się w duchu do myśli o spokojnym życiu, w którym nie ma obowiązków decydujących o tysiącach ludzi i mutantów, nie musi codziennie patrzeć w twarz niebezpieczeństwu i śmierci. Małe mieszkanie, najlepiej gdzieś nad morzem, spokojne życie. Nie byłby ważny dla nikogo poza swoją rodziną i garstką bliskich sobie ludzi. Mógłby sam za siebie decydować i nikt, ani rodzina, ani obowiązek nie mówiłby mu co ma robić. Szybko jednak otrząsnął się z tych snów na jawie i ścisnął mocniej dłoń partnera słysząc zapewnienie, że ten nie ma zamiaru nigdzie znikać. Nigdy nie uda mu się spełnić marzeń o spokojnym i stabilnym życiu w domku nad morzem, ale póki co całkowicie wystarczał mu fakt, że przynajmniej grono bliskich nie jest tylko elementem jego wyobraźni. Nie był pewny jak udało mu się do tego doprowadzić, ani co trzymało przy nim Olivera, Brena, Solange'a i resztę jego bliskich, ale nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać. Ważne było to, że ich ma i że będzie za nich wszystkich dozgonnie wdzięczny. Przynajmniej tyle stabilności było mu pisane, a on nie planował patrzeć darowanemu koniowi w zęby. - Nie, nie tylko z twarzy - odparł tonem sugerującym, że jeśli miał to być żart z przypadłości przyjaciela to nie będzie kontynuowany - Ja wiem, że wy nigdy do końca tak na niego nie spojrzycie, ale Bren mnie przeprowadził przez więcej załamań, ataków paniki i nocy, podczas których byłem pewny, że sobie z niczym nie poradzę, niż jestem w stanie policzyć. Mężczyzna zamilkł na moment starając się zebrać myśli, a przy okazji walcząc z rosnącym kamieniem w żołądku spowodowanym świadomością, że zbliżają się do celu ich podróży. - Mi też - powiedział cicho, a po kolejnych kilku sekundach ciszy kontynuował - Nie pamiętam już nawet jak Ryo udało się mnie uwolnić z tych przeklętych łańcuchów, ale jakoś daliśmy radę, a kiedy już się wyswobodziłem pozostawała kwestia braci. Nie byliśmy pewni ilu z nich jeszcze żyje, ale wolałem zakładać, że wszyscy. Z tym, że był jeszcze ojciec - powiedział wypuszczając powietrze - Nie pozwoliłby nam obojgu przeżyć, tyle było jasne, więc jeśli chciałem uratować nas obojga, z nim też trzeba było się rozprawić. Zabiłem wtedy naprawdę dużo więcej osób niż bym chciał, ale jak bym się nie starał, nie byłbym ci w stanie powiedzieć jak dokładnie to wszystko się stało. Szczerze to przez cały ten czas leciałem na automacie, bo jedyna myśl, która mi grała w głowie od tego momentu to, że jakoś nas z tego wyciągnę... jakoś jego z tego wyciągnę. Obiecałem to Hayley, obiecałem to sobie, obiecałem to wszystkim bogom jacy byli skłonni słuchać kiedy mnie zakuli w te łańcuchy - jego spojrzenie pociemniało kiedy to mówił. Rzadko już zdarzało mu się odczuwać tak dużo agresywnych emocji, ale wspomnienie tamtego stanu i wypowiedzenie tego na głos przypomniało mu, że nic się nie zmieniło. Co by się nie działo w przyszłości, czego by nie musiał zrobić, nie pozwoli, żeby coś się stało jego bratu i żadnemu innemu z jego bliskich. Hideki wziął głęboki oddech i uśmiechnął się przepraszająco. - Przepraszam. To zabrzmiało dużo groźniej niż miało. Nie miałem przyjemności z tego co wtedy zrobiłem, ale zrobiłbym to ponownie bez zawahania gdybym musiał. Ryo jest jeszcze młody, chciałbym, żeby chociaż on miał coś na kształt normalnego życia, a przynajmniej szansę na nie. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Wto Lip 30, 2024 9:35 pm | |
| Koncept istnienia Yakuzy na niemal legalnym polu nie był dla Olivera obcy. Dawniej, kiedy kształtowała się ta organizacja, jeszcze przez wieki ludzie myśleli o niej jak o niezatrzymywalnej sile złożonej z kryminalistów i degeneratów. Później członkowie grupy byli tępieni przez Imperium Macedońskie i, jeśli dobrze pamiętał z lekcji historii, chyba wtedy oficjalnie wytępiono Yakuzę. Ewidentnie mało skutecznie, ponieważ współczesna głowa ugrupowania szła właśnie po śniegu koło niego. "Bardzo dobrze" - pomyślał, wpatrując się w Hidekiego zainspirowany. Niewiele osób mu imponowało, jeszcze mniej stanowiło autorytet. Miał nadzieję, że będzie miał go w życiu, bez względu na postać relacji. Nie chciał nic zmieniać, tak było mu idealnie, gdyby jednak coś się stało, miał nadzieję, że nie poróżni ich do końca. - W zasadzie właśnie o tym myślałem - przyznał z uśmiechem. - Czy on nie powinien być w jakiejś Mensie? - spytał. Bardzo lubił Ryo. Jego obecność wprawiała go w zaniepokojenie, ale to jak każdego, kto sam miał trochę oleju w głowie. Dobrze, że mieli go po swojej stronie, inaczej nie mieliby pewnie szans. Chociaż, kto wie, Oliver miał wrażenie, że mały Himura stresuje się równie dużo, co jego brat, miejscami częściej. Lęk był tym, co powstrzymało już masę Wielkich przed staniem się Bogami. Może to właśnie sposób boskich, by trzymać nas krótko, przy ziemi? Black widział już, jak największy umysł, który widział, pogrąża się w nicości przez własny strach. Dominic jednak zasługiwał na to, co go spotkało - prawda? - Ryo natomiast zasługiwał na... Dzień wolny. "Oliver, czy ty mógłbyś przestać prowadzić teologiczne debaty sam ze sobą?" - upomniał się w myślach sfrustrowany. Teraz, kiedy klecha już nie miał głowy, żeby udzielać mu tych bzdurnych, religijnych pouczeń, najwyraźniej sam nadrabiał. - Nie poczekam - pokręcił głową z przekonaniem i uśmiechem. Czego jak czego, ale akurat opinii o Hidekim i jego postępowaniu był pewien. Może jeszcze nie do końca dotarło do niego, że mężczyzna obok zabił gołymi rękami masę osób, w tym swoją rodzinę, ale znowu... Jakie czasy, tacy bohaterowie. Jakie potrzeby, takie rozwiązania. Możliwe, że w ogóle nie będzie musiało do niego "docierać". Wraz z Hidekim przeżyli przecież zestrzelenie ich drona osobowego całkiem niedawno, prawie zabiła ich szesnastolatka, musieli odratowywać Jasmina i to w dzień pracujący, więc obaj po nieprzespanej nocy przetrzymywania Dominica i podtrzymywania życia głupszego Blacka, poszli jeszcze do swoich dziennych prac. Wiele rzeczy musiałoby do Olivera dotrzeć przed tą rewelacją, bo mężczyzna sam był w lepszym stanie, niż powinien. "Kocham leki" - pomyślał przy okazji całej tej refleksji. Konkluzję miał taką, że póki Hideki nie zacznie chodzić i mordować kotów po ogródkach, to chyba wszystko mógłby sobie usprawiedliwić. Miałby go winić, kiedy sam... Przed chwilą... Olivera przez chwilę zalała fala wspomnień z ostatniej akcji. Musiał ją jednak przełknąć, bo to nie był moment na atak paniki wywołany myśleniem o krwi swojego niemal ojca. - Nie byłbym zdziwiony, gdyby w którymś momencie wyskoczył z którychś krzaków - przyznał Oliver, przenosząc swój tor myślowy na wspomnianego asystenta Hidekiego. - Nie kwestionuję jego gotowości do wykonywania rozkazów, za to bywa trochę nadopiekuńczy. Xiao był następnym ewenementem w historii starszego Himury. To znaczy, Olivera w ogóle nie dziwiło, czemu tyle osób pozostawało dozgonnie wierne Hidekiemu, sam planował. Mężczyzna miał po prostu to coś. Coś, co sprawiało, że rzeczy mogły być zrobione, nawet jeżeli pierwotnie wydawały się niemożliwe. - Jak udało ci się go przekonać, żeby za nami nie przyleciał? - spytał Black wdzięczny, że temat, który pozwolił mu nie myśleć o własnych przeżyciach, był w zasadzie na wierzchu. Teraz tylko wdech i wydech, powtórzyć i żyć dalej, jak zawsze. Jeśli dziękował za coś dorosłości, to... W sumie powodów była masa, przede wszystkim to był wdzięczny, że już nie jest dzieckiem i ma autonomię. W tej chwili konkretnie dziękował natomiast sobie, że z wiekiem zdobył narzędzia, żeby jego własne wnętrze nie było ogarniające. Naprawdę się cieszył, że dożył dnia, w którym do powstrzymania ataku paniki nie potrzebował paczki leków uspokajających. Mógł sobie po prostu powiedzieć: "nie teraz, zaraz". Chwała dorastaniu. - Obiecuję, że się z niego nie nabijam - powiedział Oliver, mimo wszystko rozbawiony sytuacją. - Śmieję się z semantyki. Nie da się zaprzeczyć, że jest bardzo stoicki i cieszę się, że pozostaje skałą w twoim życiu. - Jeżeli kogoś to rozbawiło, to nie Olivera. Może trochę, ale tego po sobie nie dał już poznać, bo jak najbardziej zgadzał się z Hidekim, że śmianie się z niepełnosprawności mężczyzny byłoby skrajnie niewrażliwe. - Chciałbym poznać go od tej strony, o której opowiadasz - dodał ze wzruszonym uśmiechem. - Mimo wszystko wiem, że to by musiało działać w dwie strony, a ja nie mam tyle czasu ile bym chciał nawet dla ciebie. "Ohoho, jestem Oliver Black i nie mam czasu na luźną nawet relację z najbogatszym człowiekiem na świecie, taki jestem wybredny" - ironicznie mruknął do siebie w myśli, śmiejąc się trochę ze swoich wyborów, a trochę po prostu z siebie. Wrócili do tematu, po który w ogóle tu przyjechali i Black znowu przywołał do siebie powagę. - Hideki, a czy sam chciałeś w ogóle wtedy przeżyć? - spytał, głęboko przejęty. - Czy czujesz, że to, że musiałeś znowu żyć dla innych i to bardzo dosłownie, to kolejna rzecz, za którą nikt ci nie podziękuje, chociaż cena leży dużo głębiej, niż powierzchownie się wydaje?
| |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Sro Lip 31, 2024 2:42 pm | |
| - Do tej pory był na kursie u Brena - odpowiedział Hideki wzruszając lekko ramionami - Jeśli by mnie ktokolwiek spytał to to nawet lepsze niż Mensa. Z drugiej strony ja pewnie jestem stronniczy. Natomiast będę z nim musiał porozmawiać o tym co planuje dalej, to nie tak, że zgłupieje od mieszkania u mnie u szlajania się z Anselmem, ale mimo wszystko chciałbym, żeby jak najlepiej wykorzystał swoje talenty i coś sobie znalazł do roboty. Mężczyzna uśmiechnął się ciepło do partnera. Mógł próbować go przekonać, że ten powinien podjąć decyzję o ich przyszłości na spokojnie i po wysłuchaniu wszystkich faktów, ale prawda była taka, że on sam też nie wierzył w to, żeby jakikolwiek element przeszłości Olivera byłby w stanie jego samego zniechęcić. Czy sobie oboje z tego w pełni zdawali sprawę czy nie, siedzieli w tym razem. Hideki uśmiechnął się w duchu do tej myśli. - Trochę - powiedział lekko prześmiewczym tonem słysząc komentarz na temat swojego asystenta - Jest nadopiekuńczy w chuj, ale już zdążyłem się pogodzić z myślą, że chyba nigdy tego nie zmienię. Kiedyś się jeszcze irytowałem, widziałem to jako jakiś sygnał, że jego zdaniem sobie nie poradzę, ale teraz jest to już po prostu urocze. I może nie zawsze tak to wygląda, ale on się mnie mimo wszystko słucha. Jak mu powiem, że z nami nie leci to będzie kręcił nosem jak myśli, że nie widzę i margolił przyciszonym głosem kiedy myśli, że nie słyszę, ale nie poleci. Teraz pewnie siedzi gdzieś w mieszkaniu i przygotowuje się na każdy możliwy tragiczny scenariusz jaki mu przyjdzie do głowy, ale za to go kocham - skwitował z lekkim rozbawieniem. - Ja też bym chciał - odparł na komentarz o przyjacielu - Mam wrażenie, że Brena trzeba po prostu wyczuć i nie dla wszystkich jest to łatwe, ale jak już się uda to przysięgam, że absolutnie warto. Słysząc ostatnie pytanie mężczyzna zamilkł na dłuższą chwilę słuchując się w dźwięki ich kroków i szum drzew naokoło. Nie był to pierwszy raz kiedy usłyszał podobną wątpliwość, niezliczoną ilość razy musiał prowadzić takie rozmowy podczas terapii. Gorzej było z odpowiedzią. Nie dlatego, że nie chciał jej udzielić, po prostu sam nigdy jej nie był pewny. - To chyba zależy? - zaczął ostrożnie, starając się odpowiednio dobierać słowa - To znaczy, wiele razy mi przeszło przez głowę, że gdyby któryś z braci, albo ojciec, albo ktokolwiek inny mnie znalazł pierwszy to przynajmniej w końcu mógłbym odpocząć. Nie musiałbym się już niczym przejmować, o nic martwić i nad niczym zastanawiać, ale to nie jest to samo co "chciałbym umrzeć", prawda? Nigdy nie o to chodziło. Zresztą, to były tylko chwilowe myśli w momencie skrajnego wyczerpania. Nie czuję, że musiałem przeżyć. Ja faktycznie chciałem przeżyć i chciałem wyciągnąć stamtąd młodego - mężczyzna zawahał się na chwilę, zastanawiając się czy powinien tę myśl kontynuować. W końcu jednak uznał, że jeśli już zaczął się partnerowi aż tak zwierzać to równie dobrze może skończyć - Tak naprawdę mam wrażenie, że problemem nigdy nie było to, że chciałem umrzeć. Problem polegał na tym, że zawsze chciałem żyć, po prostu nie w ten sposób. Nie zrozum mnie źle, jestem dumny z tego co udało mi się do tej pory zrobić, a to co robię z tobą i rebelią robię zgodnie ze swoim sumieniem i moralnością, nie mam o nic żalu i nie zostawię was dla własnej zachcianki - wziął głęboki oddech czując narastające wyrzuty sumienia za to co właśnie mówił. Mało kto chciał to robić, to nie tak, że był przez to wyjątkowy. Oczywiście, ludzie wierzyli w sprawę, ale kto tak naprawdę wybrałby walkę z całym światem gdyby w zamian zaproponowano mu spokojne i bezpieczne życie? - Ale równocześnie ja nigdy nie chciałem przewodzić, ani mieć odpowiedzialności za tyle osób. Myślę, że do pewnego stopnia nawet nie chciałem zmieniać świata? Oczywiście, że trzeba to zrobić i jeśli my mamy tę możliwość to nigdy by sobie nie wybaczył, że jej nie wykorzystaliśmy, ale ja tak naprawdę jestem w tym wszystkim z przypadku. W gruncie rzeczy wszystko w życiu mi się po prostu przytrafiło, nazwisko, Yakuza, rebelia, nawet fakt, że przeżyłem te sześć lat temu. Brzmię jakbym się nad sobą użalał, wiem. Nie chcę, żeby zabrzmiało to jakbym narzekał na tę możliwość. Chyba po prostu czułbym się z tym lepiej, gdyby to była moja decyzja, a czasem mam wrażenie, że takiej nie podjąłem nigdy i gdybym mógł, z chęcią oddałbym komuś stery gdybym miał pewność, że zrobi to wszystko tak samo dobrze, albo i lepiej - spojrzał na partnera przepraszająco licząc na to, że to co mówi ma choćby odległe echo sensu. Hideki bardzo w sobie nie lubił tego podejścia, jakiegoś wiecznego pragnienia, żeby w końcu mieć możliwość podejmować decyzje i żyć dla samego siebie. Było to niemożliwie samolubne z jego strony i zdawał sobie z tego sprawę, co było powodem, dla którego wycofanie się nigdy nie było realną opcją. Nie był jednak nigdy w stanie przejść nad faktem, że jego życie zawsze było dyktowane przez kogoś innego. W dzieciństwie była to matka i babcia, później ojciec i "tradycja rodziny Himura", którą miał w tak głębokim poważaniu, że bardziej się chyba nie dało, a na koniec potrzeba przeżycia i zapewnienia życia sobie i bratu. Domek nad morzem i podejmowanie decyzji o tym co chciałby zjeść dzisiaj na obiad zaczynały z roku na rok brzmieć dla niego coraz lepiej, a równocześnie stawały się coraz to bardziej odległe i nierealne. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Sro Lip 31, 2024 4:03 pm | |
| - Chyba nie musiałby wybierać. Natomiast z tego co słyszałem, Mensa jest po prostu comiesięcznym, płatnym zlotem dla pseudo-inteligentnych chłopów, którzy nie mają z kim grać w brydża - przyznał Oliver również przekonany, że kursy Brendona były lepszą opcją. - Z drugiej strony, pomyśl, jakby ich ograł, to by może wspierał domowy budżet. Słuchając dalszych słów partnera o młodszym bracie, Oliver uśmiechnął się z rozbawieniem. - Brzmisz jak mama-kaczka. "Masz ogromny potencjał Ryo, musisz sobie znaleźć coś lepszego do roboty, niż siedzenie w domu" - drugie zdanie powiedział nosowo, celowo przedrzeźniając Hidekiego. Nie sądził, że troska to coś złego i był przekonany, że mały Himura może osiągnąć ogromnie dużo. Oliver widział go jednak jako osiemnastolatka i był przekonany, że jeśli dzieciak trochę odpocznie, to nic się mu nie stanie. Mógł się tu na miejscu bardzo przydać z wielu powodów i wyjątkowo Black nie myślał o rebelii i robieniu z chłopaka renegata. Z rodziną się w końcu nie pracuje. Chociaż, parę akcji tu i tam może nikomu by nie zaszkodziło... - Xiao Dan to po prostu doberman - parsknął Oliver z sympatią do mężczyzny. Może i wparował im do pokoju już kilka razy w bardzo niedogodnym momencie, ale był też wspaniałym pracownikiem, wspólnikiem, członkiem rodziny. Był jak pies i mężczyzna nie myślał tego w najmniejszym stopniu degradująco. Gdyby tak zrobił, Himurowa niania bez wątpienia by go poskładała na miejscu, jak papier do origami. - Wiesz, naprawdę wydaje mi się, że to nie jest niemożliwe. Po prostu kiedy się już spotykamy, zazwyczaj są też inni ludzie, ja się stresuję, ty się stresujesz i obstawiam, że Brendon też. Może któregoś dnia pójdziemy wszyscy razem na obiad? - Pogodzenie się z Brenem było na liście planów mężczyzny. Nawet nie pogodzenie, między nimi chyba nie było złej krwi. Jasmin nie ułatwiał tej dynamiki, ale znowu, on nie ułatwiał żadnej dynamiki, w jakiej był obecny. Głęboko w sobie Oliver czasem dalej się zastanawiał, czy nie wolał, jak jego brat był martwy. Tymczasem z opowieści Hidekiego Brendon wydawał się naprawdę w porządku i młodszy Black naprawdę chciałby poznać go z tych wszystkich dobrych stron. Mógłby poznać jego psy i zobaczyć te wszystkie parki narodowe, które tworzył. Jedyne czego im brakowało, to czas. Oliver miał ogromną nadzieję, że przez wzgląd na przyjaźń z Hidekim, Walton stanie po ich stronie, kiedy już zacznie się rewolucja. Black powstrzymał się przed nadmienieniem, że myśli rezygnacyjne są już wystarczającym powodem do troski, wysłuchał partnera do końca, nie wtrącał się. Wszystko co mówił Hideki, było takie znajome. Niestety, w najbardziej chłodny sposób w jaki było to możliwe. Oliver również nienawidził w sobie części siebie, która nie chciała walczyć. Już raz w swoim życiu dał jej wygrać i skończyło się to absolutnie tragicznie. Nie pozbył się niestety pragnienia bycia odciętym od swoich powinności. Gdzieś w sobie był świadomy, że to czy będzie walczyć, czy przestanie, to tylko jego wybór. Mimo wszystko rodzimy się w jakimś wydaniu i też jako ktoś żyjemy. To kim zdecydował, że jest, miało prowadzić go przez życie już do końca i chociaż ten dialog wzbudzał w nim nieprzyjemne, wykręcające wnętrzności echo nostalgii - nie potrafił znaleźć przestrzeni na myślenie, co by było, gdyby nie był renegatem. Nie zmieniało to na szczęście faktu, że Hidekiego potrafił wysłuchać bez własnego filtra, przynajmniej na ile to w ogóle dla istoty ludzkiej możliwe. "Nie zostawię was dla własnej zachcianki." Was. Znowu to sprowadzające na ziemię słowo, które było świadectwem tego, jak obcy Hideki w duszy jest dla rebelii. Nie, Oliver nie wątpił, że partner oddałby wszystko, żeby doprowadzić sprawę do końca, ale nie było to dla sprawy samej w sobie. Jego umysł nie był wymaglowany wiecznym umieszczaniem "sprawy" na piedestale, dekalog dla niego nie był prawami kultury bezpieczeństwa. Nie oddychał rebelią i przy całej swojej odmienności, Black mógł się z tego tylko cieszyć. Może nawet właśnie przez nią. - Deki - prychnął Oliver krótko, kładąc partnerowi dłoń na ramieniu. - Nie brzmisz, jakbyś się nad sobą użalał. Po pierwsze, sam zapytałem, a po drugie to nie mówisz nic, co sprawiałoby, że mógłbym pomyśleć, że biadolisz. Odetchnął, patrząc na ukochanego przejęty. - Dziękuję, że mi to mówisz. Chciałbym przyznać, że ja też czasem miałem takie myśli. - Oliver zaśmiał się smutno. - To co opisujesz, to w końcu prawdziwa wolność. To jest dokładnie to, czego chciałbym dla wszystkich, dla siebie. No i nie od dziś, ale od teraz jeszcze bardziej, dla ciebie przede wszystkim. - Uśmiech na jego twarzy, pomimo panującej melancholii był jak najbardziej szczery. Gdyby nie szli i nie musiał ich po to po raz tysięczny zatrzymywać, pocałowałby go teraz z przejęciem. Tak jak sobie z przeszłości, współczuł Hidekiemu ogromnie. Tęsknota za czymś, czego nigdy się nie miało. Na pewno były jakieś wielkie dzieła, które o tym wspominały. "Błagam, tylko nie znowu Biblia." Przenosząc wzrok z ust na oczy partnera, doznał nagłego olśnienia. - Wiesz, że gdybyś zdecydował, że chcesz już nie zajmować się "sprawą"... To byłoby w porządku, prawda? Nikt nie miałby ci tego za złe. - "Włącznie ze mną. Mam nadzieję." | |
| | | Hayley Himura
Posts : 5 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Sro Lip 31, 2024 5:23 pm | |
| Nigdy nie nazywała go "tatą". Czasami ojcem, jeśli tego wymagały okoliczności, na przykład bracia byli blisko. On jednak kazał jej mówić sobie po imieniu odkąd pamiętała. "Co? Chcesz całe życie być "moją córką"? Ja chcę, żeby Hayley Himura była moją wspólniczką, a nie tylko moją krewną." - Słowa ojca, jego oczekiwania i wymagania wykuły jej drogę w życiu. Była córeczką tatusia, wiedziała to, ale tylko dlatego, że bardzo szybko zdołała zapomnieć, że jest jego dzieckiem, a nie pracownikiem. Koga obiecał jej, że Ryo nie trafi na arenę, dlatego nie zdziwiła się, że żyje. Skontaktowała się z nim, kiedy jej zadania w Imperium uznała za dostatecznie doprowadzone na dobrą drogę. Od początku wiedziała, gdzie znajduje się najmłodszy brat, bo musiała się stale upewniać, że Koga Himura wywiązuje się ze swojej części umowy. Ona w zamian obiecała, że nie będzie próbować uciekać. Minęło bardzo długie sześć lat, odkąd sprawy rodziny wyprowadziły ją z kraju. Od tamtego tragicznego dnia nie postawiła stopy na lądzie USA. Nie mogła powiedzieć, żeby tęskniła za tym miejscem. Smród ułudy wolności unosił się tu wszędzie, wraz z oparami ścieków. Szczury były większe niż niektóre psy, ptaków prawie nie było i nie można było znaleźć miejsca, gdzie wszędzie nie śledziły cię oczy wścibskich przechodniów. Alaska na szczęście była inna. Była w porządku. To za czym, a właściwie za kim tęskniła, miało dzisiaj czekać ją na końcu lotu. Udała się w podróż nad oceanem błyskawicznym dronem osobowym, bo podobno, przynajmniej według Ryo... Tam miał być Hideki. Czuła głęboki wstyd i poczucie winy, że nie skontaktowała się z nim wcześniej. Gdyby tylko wiedziała na pewno, że przeżył i wygrał te nieszczęsne igrzyska śmierci, prawdopodobnie natychmiast zrobiłaby przerwę w wykonywaniu swoich obowiązków, żeby tylko się z nim zobaczyć. Nie miała jednak pewności, że to właśnie on przeżył test ojca. Mogła się spodziewać i robiła to. Nie była jednak pewna, czy potrafiłaby się pozbierać po wiadomości o jego śmierci. Każdego innego, tylko nie jego. Czasami błagała boga, kiedy akurat miała wrażenie, że może słucha. Bywało, że manifestowała. Paliła świece, kadzidła, chodziła do świątyń. Amaterasu - Bogini słońca wydawała się jej już wręcz znajoma. "Z braku lepszego słowa oczywiście, nie popełniajmy bluźnierstwa". Poszła nawet do jej kapłanki i poprosiła ją o amulety. Jeden cienki, czerwony pierścionek nosiła od wtedy na palcu, drugi trzymała w bezpiecznym miejscu u siebie w posiadłości. Do dzisiaj, kiedy wzięła go, zapakowała w najładniejszy, mały woreczek z welwetu jaki udało jej się znaleźć i poleciała do Stanów, na spotkanie z przeznaczeniem. Arena nie przytłoczyła jej tak, jak mężczyzn którzy przyszli po niej. Dron, którym przyleciała, zabrał ją niemal od razu w najbardziej charakterystyczne miejsce na mapie lokacji. Przyleciała sama nie dlatego, że była tak pewna informacji Ryo, a dlatego, że musiała zachować to w tajemnicy. Brakiem poszanowania tradycji było to, że więcej, niż jeden potomek Kogi żyje i ojciec już wystarczająco się tego wstydził, nie musiała jeszcze dokładać mu zmartwień. Za nim również bardzo tęskniła. Szkoda, że nie miała pojęcia, że nie żyje. Postawiła stopy w luksusowych szpilkach w śniegu. Od razu pożałowała, że nie wybrała cieplejszych butów, jakby to jednak wyglądało? Musiała trzymać imige. Była dziedziczką, szefową, kobietą z klasą, której brakowało współczesnym czasom. Z szacunku nawet do samej siebie, nie mogłaby nie założyć obcasów. Nimi też w razie czego łatwiej zabić, niż śniegowcem. Gdy dron odleciał, Hayley odwróciła się do grobów. Na ich powierzchni widać było, że zwierzęta próbowały się do nich dobrać, ale Hideki wykonał dla nich zbyt dobrą robotę, oczywiście. On nie odwaliłby fuszerki. Spojrzała na zakopane doły. Czuła się... Sama nie wiedziała jak. Miała w sobie wiele szacunku dla tego miejsca, tęskniła. Miała na szczęście świadomość, że tak po prostu musiało być, w końcu tak mówiła tradycja. Przypomniała sobie, jak Eita uczył ją chińskiego. Z przyjemnością powitała myśl o tym, jak Kaito zawsze pokazywał jej swoje gry. Daihachi. "Chciałabym splunąć mu w twarz." Przesunęła wzrokiem po grobie, jeden za drugim. Nie miała pojęcia, który był dla kogo, ale nawet gdyby wiedziała, nigdy nie zrealizowałaby swojego bardzo nie na miejscu pragnienia. Daihachi, bez względu na to, co się między nimi działo, był jej starszym bratem. Hayley skłoniła się delikatnie i zamknęła oczy, okazując zmarłym krewnym szacunek. Jej wzrok najdłużej zatrzymał się na czwartym grobie. Miała pięciu braci, z czego dwóch żywych. Kto więc mógł być pochowany tutaj, w miejscu tak ważnym dla historii jej rodziny? Będzie musiała zapytać Hidekiego, kiedy i jeśli już go zobaczy. | |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Sro Lip 31, 2024 7:15 pm | |
| - A kto będzie mamą-kaczką jak nie ja? - zapytał na poły rozbawiony i lekko zawstydzony. Faktycznie czasami zachowywał się w stosunku do Ryo trochę zbyt nadopiekuńczo, ale ciężko mu było nie. Od kilku już lat miał poczucie, że powinien jakoś zastąpić mu matkę i ojca, a nie było to łatwe nawet przy najnormalniejszym dziecku świata, co dopiero małym geniuszu, który włamywał ci się do laptopów z ośmioma fazami zabezpieczenia jak go spuścisz z oczu na trzy minuty - Przysięgam, chcę po prostu dla niego jak najlepiej, a możesz w to wierzyć lub nie, ale nigdy wcześniej nie byłem matką, więc robię co mogę. Na komentarz dotyczący asystenta zaśmiał się lekko. Hideki był bardzo wdzięczny za to, że rozmowa chwilowo zeszła na mniej poważny ton. Potrzebował chwili oddechu, a to była jedna z miliona rzeczy, które w Oliverze doceniał. Jakimś cudem, nieważne jak ciężka by nie była sytuacja, byli w stanie znaleźć momenty na rozluźniającą rozmowę. Oboje ich zresztą potrzebowali, a okazji do tego było niewiele, więc jeśli udało im się takową znaleźć podczas spaceru do jego niedoszłego grobu, Hideki miał zamiar to w pełni wykorzystać. Przyciągnął partnera bliżej do siebie tak, żeby stykali się ze sobą ramionami. Potrzebował w tym momencie bliskości, a przy okazji miał nadzieję być w stanie zamaskować tym samym swój smutny uśmiech. - Nie byłoby w porządku, kochanie, ale to nic. Przynajmniej mamy szansę coś zmienić - powiedział kiedy wychodzili zza rogu drzew, za którymi kryła się polana z wielką skałą po środku. Hidekiemu zawsze zdawało się, że rozkład tego miejsca był niemal komicznie przerysowany. Polana wśród drzew, na środku polany wielki głaz, na głazie zwierzę ofiarne czekające na skazanie. Ojciec wystarczająco go już upokorzył skazując go na przybicie do niej. Czy naprawdę musiała być usytuowana na otwartej przestrzeni tak, że nie miał nawet szansy na szybką śmierć z zaskoczenia? Nie, oczywiście, że nie. Jeśli ród Himurów miał kiedykolwiek do czegokolwiek smykałkę to była nią teatralność. Wszystko musiało być z rozmachem, dopracowane do najmniejszych szczegółów i na pokaz, nawet jeśli nikt, z bogiem włącznie, nie patrzył. Kiedy mężczyźni wyszli na polanę, Hideki zobaczył kobiecą postać stojącą nad grobami. - Przepraszam, ale to jest teraz prywatny - powiedział podniesionym głosem, żeby mieć pewność, że kobieta go usłyszy, równocześnie robiąc większy krok do przodu i wyciągając rękę przed Olivera jako znak, żeby ten się zatrzymał. Jego druga ręka mimowolnie powędrowała do kieszeni, w której trzymał pistolet. Na razie jednak wsunął ją tylko lekko za poły płaszcza, nie chcąc pochopnie wyjmować broni. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Sro Lip 31, 2024 7:54 pm | |
| - Wiesz, że z tej odległości też cię widzę? - prychnął przyjaźnie, kiedy partner przyciągnął go bliżej. Trochę czasu już razem spędzili i rozpoznał, że Hideki chce się ukryć przed jego spostrzegawczością. Himura bez wątpienia nie należał do wylewnych, nawet jeśli bywali razem pod wpływem, miał w sobie coś z marmuru. Oliver to uwielbiał, nogi się pod nim uginały, kiedy Hideki chłodno i jak bohater filmu akcji sięgał po broń, a jego mimika tężała, ale teraz nikt do niego nie celował. Teraz rozmawiali o emocjach, byli prawdopodobnie w sercu traum mężczyzny, a on i tak dokonał próby ucieczki przed emocjami. Cóż, Oliver umiał rozpoznać zagrywki, które sam stosował. Pocałował Hidekiego w skroń krótko. Mieli to szczęście, że byli mniej więcej równego wzrostu, co nie zdarzało się często - na dwa metry mało kto potrafi urosnąć. Dobrze więc było im okazywać sobie bliskość, tym bardziej że mogli to robić spokojnie ponad głowami wszystkich swoich innych bliskich. - Myślę, że by było - westchnął Oliver na następną część dialogu. - Mógłbym mieć problem z pogodzeniem się z tym, bo uwielbiam mój mafia-boss chłopak thrope, ale wiesz, jest wiele innych rzeczy, które by przeważyły - najpierw mówił z rozbawieniem, ale teraz przeszedł do powagi. - Na przykład to, że jesteś osobną jednostką i masz prawo podejmować własne decyzje. Nie kocham cię za to, że jesteś aktywistą, tylko za bycie Hidekim. To naprawdę miał na myśli. Czy przełykanie decyzji o zostawieniu ruchu oporu chwilę by mu zajęło? Jak najbardziej bardzo możliwe, ale to też nie tak, że wszystko w życiu musiało być łatwe. W trudnych zadaniach obaj byli więcej, niż dobrzy. - A kiedyś, kiedy to wszystko się skończy i będziesz mieć swoja chatę w górach i kozy... Myślisz, że chciałbyś, żebym był tam z tobą? - zapytał z uśmiechem, chociaż traktował to pytanie całkiem poważnie. Mówił sobie, że wytrzymałby każdą odpowiedź, ale chyba chciałby usłyszeć, że Hideki widzi ich przyszłość wspólnie. Oczywiście, o ile można było mówić o jakiejś przyszłości, nic nie było pewne. Spojrzał na polanę, która ukazała się im bardzo nagle. Przeklął w duszy, że ktoś musiał pojawić się akurat w tej chwili. Oczywiście, bardzo by chciał zdążyć usłyszeć odpowiedź na swoje pytanie, ale przede wszystkim chciałby, żeby to nie był dla nich kolejny dzień pełen flashy i wybuchów. Już i tak żyli w filmie akcji, nie potrzebowali dodatkowych atrakcji. Zerknął na Hidekiego oceniająco, kiedy ten zatrzymał go dłonią. Pewnie zasłużył sobie na dłuższe zerknięcie z profilu, ale Oliver sam był tak naprawdę zestresowany nagłym pojawieniem się kobiety przed nimi. Może i w myślach robił sobie żarciki, ale wolał na przykład nie zostać niespodziewanie rozerwanym na strzępy. Położył dłoń na własnym pistolecie i cofnął się pół kroku. Nie było potrzeby zgrywania bohatera. Osoba przed nimi mogła być prawie pół metra niższa od nich, ale to nie miało znaczenia w uniwersum, w którym żyli. Tu każdy zły krok mógł zabić. | |
| | | Hayley Himura
Posts : 5 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Sro Lip 31, 2024 8:30 pm | |
| Odwróciła głowę na dźwięk męskiego głosu. Był tak podobny do Hidekiego, ale nie wiedziała, co o tym myśleć w pierwszej chwili. To mogli być wrogowie, co jeśli w czwartym grobie jest właśnie jej bliźniak? Czy też brat, chociaż wolała o nim myśleć jak dawniej, o swoim najbliższym sojuszniku. Hayley nie zawarła w swoim świecie wielu przyjaźni, jeżeli jakiekolwiek. Przy zdrowych zmysłach trzymało ją to, że kurczowo trzymała się myśli o przeszłości i o możliwościach, jakie dawała przyszłość. Tyle czasu mówiła sobie, że jeśli spisze się wystarczająco dobrze, pewnego dnia Koga pozwoli jej spotkać się z rodziną chociaż na chwilę. Jej przylot tutaj to mogła być pierwsza rzecz, którą zrobiła przeciwko niemu od sześciu lat. Uśmiechnęła się uprzejmie na widok dwóch mężczyzn, nie jednego Hidekiego z jej wspomnień. Byli jacyś ogromni, ale nie szkodzi, nie szkodzi. Może i nici z wpadania sobie w ramiona na swój widok, to jednak jeszcze nic straconego. Ten po jej prawej wyglądał tak znajomo. Biorąc pod uwagę ich relację, był aż nadto podobny do Kogi. Ona uważałaby to za komplement, nie zamierzała jednak wypowiadać się w ten sposób na głos. To, jak ojciec Himura traktował tego konkretnego syna było niegodne ich nazwiska. Może jednak wyjaśnili coś sobie przez ten czas? Mieli go przecież aż nadto razem. - Tak, przepraszam - zgodziła się grzecznie i obróciła się do dwóch mężczyzn przodem, złożyła dłonie przed sobą. - Miałam nadzieję, że spotkam się z Hidekim? - pytając, spojrzała na tego, którego mimika wydała jej się tak znajoma. Póki co kompletnie zignorowała drugiego - inwestor, zaginiony kuzyn, adoptowany syn, wszystko jej było jedno, na ten moment emo żyrafa nie miała dla niej większego znaczenia. Patrzyła na - chyba? - brata z ogromną nadzieją, że on też ją rozpozna. Trochę się zmieniła, ale prawie nie urosła, wciąż uwielbiała delikatny róż, który był kolorem jej płaszczyka. Chciałaby do niego podejść tak szybko, jak potrafiła i przyjrzeć mu się, czy aby o siebie dbał i czy wszystko z nim w porządku, mimo wszystko wydawał jej się przejęty, nawet z tej odległości, bliżej niż mogłaby marzyć. Ona wyraźnie nie miała przy sobie broni. Nie tylko była pewna swoich umiejętności, była nauczona, że korzystanie z narzędzi trzeciej potrzeby, kiedy się ich nie potrzebuje, zmiękczało charakter, a nie byłaby dobrą wspólniczką i filarem Imperialnej gałęzi rodziny, gdyby stała się miękka. | |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Sro Lip 31, 2024 9:15 pm | |
| - Hayley? - wydusił z siebie mężczyzna przytłumionym głosem, który brzmiał jakby ktoś uderzył go w klatkę piersiową - To naprawdę ty? - spytał, a w jego głowie momentalnie zaczęły kołatać się wszystkie myśli na raz, począwszy od "KURWA, W KOŃCU W KOŃCU, W KOŃCU", a skończywszy na "Nie, to by się zbyt dobrze zgrywało w czasie, prawda? To nie jest możliwe". Mógł jednak być nauczony ostrożności przez swoje dotychczasowe doświadczenia, ale nie byłby w stanie zmusić się do ostrożności widząc przed sobą ukochaną twarz. Naprawdę zaczął już wierzyć w to, że będzie mu dane ją ujrzeć tylko we wspomnieniach. A jednak stała przed nim, tak samo żywa i piękna jak ją zapamiętał, jeśli nie bardziej. - Boże, ty żyjesz - powiedział z niedowierzaniem, robiąc krok do przodu i opuszczając obie ręce, równocześnie jednak starając się powstrzymać chęć podbiegnięcia do niej i złapania jej w ramiona. Wszystkie alarmy w jego głowie zaczęły krzyczeć w tym samym momencie, sugerując mu, że to byłby zbyt piękny zbieg okoliczności i powinien teraz zachować trzeźwość umysłu, wypatrywać pułapek. W końcu nie byłoby niczym niezwykłym gdyby byłaby to po prostu kolejna próba pozbycia się jego i Olivera. Emocje przejęły jednak stery i mężczyzna wpatrywał się jedynie w kobietę przed sobą, trzymając się kurczowo nadziei, że sylwetka przed nim nie jest hologramem, klonem czy jakimkolwiek innym zagrożeniem. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Czw Sie 01, 2024 5:08 pm | |
| Patrzył na kobietę badawczo. Widział podobieństwo... Poniekąd. Byli potomkami innych matek, ale Oliver spodziewałby się mimo wszystko kogoś bardziej postawnego. Słyszał już od swojego Himury, że jego ojciec również należał do wysokich, dlatego widok kogoś tak małego był dla niego konfundujący. Mógł mieć swoje wątpliwości jeszcze długo, ale wtedy kobieta się uśmiechnęła. Był to ten sam uśmiech, którym obdarzał go czasem Hideki. Black musiał aż zamrugać, zaskoczony uderzającym podobieństwem mimiki. Nie mógł nie odczuć nagłej fali sympatii do kobiety, gdy zobaczył w niej swojego ukochanego, ale czy to naprawdę była ona? Rozumiał, że zarówno on i Hideki mieli wokół siebie aurę głównych bohaterów, ale takie sytuacje zdarzają się naprawdę rzadko. Chyba, że były ustawione i skierowane przeciwko nim. Z drugiej strony, twarz kobiety naprawdę wyglądała szczerze, a po tym co usłyszał o ich relacji, marzyłby, żeby to naprawdę była ona. Dla dobra Hidekiego, lepiej żeby to nie była żadna sztuczka. "I dla dobra zdrowia tej kobiety." Obserwował, jak partner opuszcza ramiona i widział, jak jego wszelkie środki ostrożności opadają jeden za drugim. Oliver wiedział, że teraz to on powinien być głosem rozsądku, jeżeli nie chcieli wpaść dokładnie w szpony swoich wrogów. Naprawdę nie chciał tego robić, ale miał nadzieję, że w odwrotnej sytuacji Hideki zrobiłby dla niego to samo. Sięgnął dłonią do ramienia partnera i złapał go miękko, ale stanowczo. - Niczego nie chcę dla was bardziej, niż szczęśliwego spotkania, ale proszę, powiedz, że sprawdzisz ją najpierw jakoś? - spytał ze słyszalną w głosie rezerwą, mimo wszystko, gdyby to jednak naprawdę była Hayley, uśmiechnął się do niej przepraszająco. - Nie bierz tego personalnie, myślę, że rozumiesz środki ostrożności. Pomyślał o Jasminie i gula w gardle znowu urosła. Pamiętał, jak oni się spotkali i co się stało. Westchnął w myśli. "Boże, jeśli akurat słuchasz, spraw proszę, żeby ci dwoje mieli lepszy start." Poprzeczka może i była na podłodze, ale wiara Olivera w boga też, więc zadanie nie było nie do spełnienia. | |
| | | Hayley Himura
Posts : 5 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Czw Sie 01, 2024 5:41 pm | |
| - Tak - odpowiedziała kobieta, słysząc swoje imię z ust brata. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który poszerzył się bardzo na ten dźwięk. Tęskniła za nim. Miała świadomość, że minie tydzień i znowu zaczną sobie "rodzeństwić" - będą sobie kraść ubrania, Hayley zrzuci na Hidekiego, że nie zamknął jej ulubionej szminki, na co on jej pozwoli, bo wie, jak ważna była dla siostry ta pomadka, a on będzie nieznośnie prześmiewczy, co będzie ją jednocześnie bawić i złościć. Wspomnienia, chociaż odległe, wydawały jej się teraz takie realne do odtworzenia. Zupełnie jak gdyby po tym, jak złapią się za ręce, mogli od razu uciec razem z tych obleśnych Stanów Zjednoczonych i niczym nie przejmować się już więcej. W końcu tak długo jak będą mieć siebie nawzajem, to nic nie mogło stanąć im na przeszkodzie. Widziała wahanie na jego twarzy i na twarzy jego towarzysza, kimkolwiek był. Nie mogła ich za to winić, przeciwnie. Gdyby inaczej się zachowali, sama zrobiłaby się podejrzliwa. Postanowiła jednak, że zrobi wszystko, żeby udowodnić bratu, że to ona. - Tak się cieszę, że ty też - odpowiedziała Hidekiemu, czując łzy szczęścia pod powiekami. Na chwilę zapomniała o grobach, o zimnie i śniegu, jej widzenie było teraz kompletnie tunelowe. Spojrzała na drugiego mężczyznę, gdy ten się odezwał. Wątpiła, czy służący pozwoliłby sobie na tak bezceremonialne dotknięcie swojego pracodawcy, założyła więc, że to nie jest ktokolwiek. Musiał być kimś ważnym, skoro byli tu w dwójkę. Odchrząknęła, przywołując swoją postawę do porządku. Wyprostowała się, a potem ukłoniła uprzejmie z dłońmi złączonymi przed sobą. - Pochwalam wszelkie środki ostrożności - przyznała szczerze, po czym wyprostowała się i wróciła wzrokiem do brata. Wyraz pełen nadziei i szczęścia wrócił na jej oblicze. - Hideki, możesz sprawdzić mnie jakkolwiek, obiecuję, że to ja. Po tych słowach jako pierwsza postawiła kroki w stronę mężczyzn. Gonitwa myśli w jej głowie szumiała głośno. Czy w razie czego zdoła sobie poradzić z dwoma napastnikami? Czy jej lokalizator był włączony na wypadek, gdyby jednak coś jej się stało? Czy jeśli z Hidekim faktycznie odnaleźli się po latach, powinni zostać tutaj, czy wrócić do posiadłości? Czy ojciec będzie zły, jeśli zobaczy ich tutaj razem? "Proszę, proszę, proszę" - tymi słowami zagłuszyła wszelkie pytania i wątpliwości w swojej głowie. Nie przestała iść w stronę brata, w dodatku lekko uniosła ręce, proponując, żeby się za nie złapali, a może nawet przytulili. | |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Czw Sie 01, 2024 7:34 pm | |
| Słysząc twierdzącą odpowiedź z ust siostry (oby), mężczyzna poczuł jak z klatki piersiowej spada mu ciężał, o którym już przez lata zdążył zapomnieć, a przynajmniej się do niego przyzwyczaić. Wiedział dalej, że powinien być ostrożny, ale tak bardzo nie chciał. Rozwaga, dbanie o własne bezpieczeństwo, oczywista pułapka - nic z tego nie miało dla niego w tym momencie znaczenia. Jakiejś jego części, i nie chciał się przed sobą przyznawać do tego jak duża ona była, nie obchodziło w najmniejszym stopniu czy to mogła być śmiertelna pułapka, jeśli oznaczała ona, że po raz ostatni będzie mógł przytulić siostrę. - Tak, ja zdecydowanie też - odparł słysząc prośbę partnera i odpowiedź siostry. Zdał sobie równocześnie sprawę z tego, że Oliver go trzyma, położył więc swoją dłoń na tej partnera w uspokajającym geście i spojrzał na niego. Chciał kiwnąć głową na znak, że nie stracił całkowicie kontaktu z rzeczywistością i nie zatracił jeszcze w całości instynktu samozachowawczego, ale jedyne co zdołał z siebie wykrzesać do dłuższe pokrzepiające przymknięcie oczu. Zaraz jednak odwrócił ponownie głowę do kobiety, a widząc, że ta rusza w jego stronę poczuł jak jego mięśnie się odruchowo napinają. Uśmiechnął się jednak szerzej i postanowił póki co nie zwracać na to uwagi. Ruszył w stronę Hayley z lekkim wahaniem, które jednak można było zrzucić na szok całej zaistniałej sytuacji i miał nadzieję, że siostra również to w ten sposób obiera. - Dobrze, ale sprawdzanie sprawdzaniem - powiedział mężczyzna, starając się rozładować nieco napięcie całej trójki - Ale bez względu na to, czy to ty, czy nie, ja bym po pierwsze chciał wiedzieć co ci chodziło po głowie kiedy wpadłaś na pomysł założyć te buty na taką pogodę? Są bardzo ładne, nie zrozum mnie źle, ale przecież ty się przeziębisz w trzy minuty! Widząc wyciągnięte ręce kobiety sam również wyciągnął swoje, czując zalewającą go falę ciepła na myśl, że będzie mógł jej ponownie dotknąć. Równocześnie miał nadzieję, że Oliver pozostając z tyłu będzie miał lepszą szansę wyłapać jakieś niepokojące ruchy kobiety gdyby okazało się, że faktycznie okazało się, że cała ta sytuacja była jakąś okrutną i niesamowicie wyszukaną pułapką na nich. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Czw Sie 01, 2024 8:11 pm | |
| Hideki był ogromnie napięty pod jego palcami. Ucieszył się z dotyku i delikatnego zapewnienia, jakie otrzymał od partnera, ale nie zmieniło to ani trochę stopnia jego zmartwienia. Teraz kiedy pierwszy szok minął, mniej nienawidził swojej roli uziemienia, jaką wykonywał dla swojego Himurowego latawca. Jasne, że niekomfortowo było być tym, który mówi: "nie, nie możesz iść do zaginionej krewnej" brzmiało trochę jak rodzic, który tłumaczy dziecku, dlaczego nie może dostać cukierka. Jeśli to jednak miałoby im uratować życie, to Oliver gotowy był zabrać partnerowi wszystkie cukierki świata. Ufał mu równie, co go znał. Przez krótką chwilę zdążył złapać jego spojrzenie. Rozmyte w emocjach w których tonął. Gdy Hideki wrócił twarzą do swojej siostry, Black westchnął cicho i na krótką chwilę zamknął oczy. Mógł sobie być wytrenowanym aktywistą, ale jeśli to faktycznie była pułapka, byli w naprawdę strasznej dupie. Spojrzał na stopy kobiety i aż przeszedł go dreszcz. Jemu było zimno w kurtce, dobrych skórzanych butach z wyściółką i długich spodniach. Chyba-Hayley była odziana śmiesznie lekko na taką wyprawę. Z drugiej strony nie drżała tak jak Oliver. Może ostatnie lata spędziła w miejscu, w którym było zimniej niż tutaj? Oni przyjechali z upalnego Las Vegas, a kto wie, gdzie ona żyła do teraz. Mogło tam być jeszcze zimniej, niż tu. Hideki był bardzo zaciętą osobą i Black myślał, że jeśli partner nie zdołał znaleźć siostry, to ta albo nie chciała dać się znaleźć, albo była w miejscu do którego wpływy Hidekiego nie dosięgały, jak jakaś Arktyka czy Antarktyda. Chociaż nie wyobrażał sobie kobiety, jak ta pasa pingwiny, czy co tam się robiło na biegunie, to pozory mylą. W końcu nie wykazywała, żeby specjalnie przeszkadzała jej temperatura. "Ani obchodziła, im dłużej na nich patrzę." Prawdą było, że dwójka rodzeństwa wyglądała raczej jakby było im gorąco, niż zimno. Zaróżowione policzki, pot występujący na czoła jeśli dobrze się przyjrzeć. Wyglądali jak aktorzy - bez wątpienia oboje wielokrotnie wyobrażali sobie tę chwilę. "Oliver" - upomniał się Black w myśli. - "Rozumiem, że już przyjąłeś, że oglądasz szczęśliwy reunion, ale pamiętaj, że to ty tu jesteś głosem rozsądku, a nie fanem odbiorcą fanfika o Yakuzie." Jeszcze raz cicho westchnął, widząc jak dwójka rodzeństwa szykuje się, żeby się dotknąć. Przez chwilę zacisnął palce na ramieniu partnera trochę mocniej, ale potem kompletnie je rozluźnił. Zsunął dłoń z Hidekiego i wsunął ręce pod kurtkę, na pas z bronią - on w przeciwieństwie do Himurów nie był mutantem, który całe życie uczył się korzystać z broni. Gdyby on spróbował nosić pistolet w kieszeni, odstrzeliłby sobie stopę, nogę, albo jakimś cudem w ogóle strzelił w głowę. Teraz, gdy miał dłoń na pistolecie, czuł się sam bardziej uziemiony i trochę bardziej sprawczy. Nic to, że nawet jeśli broń mnożyła jego szanse przeciw któremukolwiek Himurze (włącznie z Ryo) wielokrotnie, to nie da się tak naprawdę mnożyć przez zero. | |
| | | Hayley Himura
Posts : 5 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Czw Sie 01, 2024 8:39 pm | |
| Hayley też zapomniała o swoich butach. Słusznie zostało zauważone, że przestała kompletnie zwracać uwagę na pogodę i coraz mniej ją ona obchodziła, im bliżej brata była. Zerknęła na swoje nogi i oceniła, czy wybór szpilek mógł być realnie nie na miejscu, czy po prostu Hideki nie ma pojęcia o potrzebie wiecznego trzymania pozorów. O ile nie wspinała się na aktywny wulkan, a może i wtedy - szpilki to była niezbędność. Nie po to była super zręczna, żeby chodzić w jakichś czółenkach, czy innych mokasynach. - Bardzo ładne? - obruszyła się nie na poważnie, a z rozbawieniem. - To jest Louboutin z dwudziestego pierwszego wieku, Christian jeszcze wtedy żył, chamie - zaśmiała się. Bardzo lubiła te buty, ale nosiła je już poprzedniego sezonu i zamierzała oddać je do naprawy na koniec roku, żeby umieścić je w domowej gablotce. Cena nie była tu ważna, to było dzieło sztuki i Hayley zdawała sobie sprawę, że założenie go w śnieg może nie być najmądrzejsze, już kiedy je wkładała. Przecież jednak musiała zrobić efektowne wejście, prawda? Inaczej nie byłaby Himurą. Byli już tak blisko siebie. Oczywiście zauważyła, jak... Kolega Hidekiego sięga pod kurtkę, ale nie miał szans jej zaskoczyć i wiedziała o tym. Obrzuciła go oceniającym spojrzeniem, a raczej tę próbę czegoś, cokolwiek to było i w końcu sięgnęła wystarczająco daleko, żeby dotknąć brata w dłoń. Palce spotkały im się i ten czuły początek wycisnął Hayley z oczy łzy. Nie potrafiła ich dłużej zatrzymać i co mrugnięcie, czuła jak nowa kropelka spływa jej po policzku. Dobrze zrobiła, używając dziś wodoodpornych kosmetyków. - Ty żyjesz - powiedziała cicho, nie chciała bowiem szlochać przy obcych. Spojrzała w górę na twarz brata. Dłonią, którą go nie dotykała, zakryła sobie usta poruszona. Mrugnęła kilka razy, chcąc jeszcze raz upewnić się, że to nie sen i postawiła w końcu ostatni krok, przytulając się do Hidekiego. Jeśli to wszystko było kłamstwo, Ryo z którym pisała nie istniał, to wszystko to tak naprawdę test Kogi - trudno. Potrzebowała i chciała nie zdać w takim razie. Niech ją oceni, wyrzuci z rodziny... No, zawiesi w prawach rodzinnych, zniosłaby niemal każdą karę. Objęła bliźniaka i oparła policzek na jego piersi, chociaż wiedziała, że to nieco niegrzeczne, żeby tak wylewnie okazywać sobie uczucia przy osobach trzecich, można je tym było wprawić w dyskomfort. To że wiedziała, nie znaczyło jednak, że zamierzała się tym w tej chwili przejmować. "Amaterasu, jeśli mnie słyszysz" - pomyślała, jednocześnie czując promienie słońca na twarzy, zupełnie jakby sama bogini wychynęła zza chmur w tym obcnym kraju, żeby spojrzeć na Hayley. - "Dziękuję. Wynagrodzę ci to po tysiąckroć, przysięgam. I kupię Ryo to playstation, niech będzie." | |
| | | Hideki Himura
Posts : 11 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Pią Sie 02, 2024 6:06 pm | |
| Na odpowiedź siostry dotyczącą butów Hideki parsknął lekko - Wiem, widzę co to - powiedział, jeszcze raz zerkając na buty, żeby upewnić się czy na pewno dobrze je rozpoznał - Dlatego tym bardziej chciałbym wiedzieć co sobie myślałaś zakładając je na śnieg i błoto - dodał z rozbawieniem udając ganiący ton. Nie był pewny dlaczego tak bardzo zafiksował się na obuwiu kobiety. Chyba po prostu tak bardzo przytłoczył go nadmiar emocji, że potrzebował chwili za skupienie się na czymś przyziemnym, czymś co na chwilę odciągnie jego myśli od obezwładniającej wdzięczności za ponowne spotkanie z siostrą. Pomimo tego jak często Hideki w nich lądował, nigdy nie czuł się najbardziej komfortowo w podniosłych i emocjonalnych chwilach. Może było to spowodowane tym, że miał tendencję do częstego bagatelizowania własnych emocji, może była to po prostu kwestia nadmiaru silnych doświadczeń i "wielkich" wydarzeń w jego życiu, a może coś zupełnie innego. Faktem jednak było, że ciężko mu było przejść przez jakąkolwiek poważną sytuację nie rozładowując nieco napięcia w trakcie. - Żyję - powiedział uśmiechając się ciepło do siostry - Cudem, ale żyję. Nie czuł już potrzeby jej sprawdzać. Oczywiście, zdawał sobie dalej sprawę z tego, że to wciąż może być pułapka, ale gdzieś podskórnie czuł, że jednak nie, że kobieta, która przed nim stoi naprawdę jest jego siostrą. Pewnie było to po prostu myślenie życzeniowe z jego strony i postarał się zrobić mentalną notatkę o tym, że powinien zaraz wymyślić jakiś rodzaj testu, ale wszelkie ostrożne myśli wyleciały mu z głowy z prędkością światła w momencie, w którym Hayley w końcu go dotknęła. Widząc łzy spływające po twarzy siostry odruchowo podniósł dłoń chcąc je wytrzeć, ale zamiast tego po prostu ją objął, mocno ją do siebie przyciskając. Wypuścił z siebie oddech ulgi i podniósł na chwilę wzrok na niebo, nie chcąc patrzeć na groby i skałę za siostrą. To była zbyt szczęśliwa chwila, żeby coś takiego rzucało na nią cień. - Hay, gdzie ty byłaś? - spytał cicho - Szukałem cię absolutnie wszędzie. | |
| | | Oliver Black
Posts : 25 Join date : 11/10/2022
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Wto Sie 06, 2024 6:28 pm | |
| Black odwrócił wzrok od dwójki na chwilę. Rozejrzał się po koronach drzew, szukając czegoś, na czym mógłby zatrzymać spojrzenie. Żadnych ptaków nie było w polu widzenia. Oliver słyszał je gdzieś na granicy zmysłów, ale najwyraźniej nawet one czuły mroczną aurę tego miejsca. To co mogło być rozdziobane, dawno już takie się stało. Teraz jedyne życie w okolicy to byli oni i pewnie owady, czy grzyby. Rozkład, entropia i inne melancholijne, smutne nazwy na to, co następowało po końcu. "A co do nieuchronnego końca, to ja w sumie bardzo potrzebuję szluga" - pomyślał Black i odpuścił trzymanie broni na rzecz wyciągnięcia paczki papierosów. Jego myśli skakały z tematu na temat, kiedy próbował odpalić zapalniczkę skostniałymi palcami. Pomiędzy dręczącymi, ziejącymi wspomnieniami o własnej rodzinie, przemykały wciąż małe strużki przemyśleń na temat przedziwnej kobiety. Musiał się zastanowić, czy nie powinien zacząć czytać horoskopów. Może nie tylko zachodnich, informacje dotyczące wszystkich systemów astrologicznych - o jakich wiedzieli - były stosunkowo łatwo dostępne, a jeśli jakiś Saturn mógłby mu powiedzieć o tym, dlaczego bracia i siostry wracają w tym roku do ludzkich żyć, to byłby wdzięczny. Mógłby nawet zapalić jakieś kadzidło w podzięce. Na przykład szluga. Zaciągnął się i zaoferował Himurom po papierosie. Co prawda nie spodziewał się, że odziana w księżniczkowy, różowiutki płaszczyk kobieta będzie zainteresowana płonącym patykiem o smaku raka płuc, wiedział natomiast, że Hideki pali. Nie był przekonany, czy powinien to mówić na głos, zupełnie jak bardzo dawno temu, w obliczu rodziców, czy autorytetów. Hayley mogła być jednak jeszcze bardziej przykładna, niż się wydawała i czy palenie przy niej to w ogóle wypadało? - Czy można przy tobie palić? - zapytał w końcu, wahając się, czy w ogóle powinien im się wcinać. Zagadnienie może mogło wydać się trywialne, ale co jeśli miała raka, albo była potwornie uczulona na dym z papierosów? Wolałby jej przez przypadek nie udusić, bo sytuacja stałaby się już kompletnie niezręczna i trudniejsza, niż była do tej pory. | |
| | | Hayley Himura
Posts : 5 Join date : 29/07/2024
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów Wto Sie 06, 2024 7:23 pm | |
| - Ciężko było znaleźć ubrania, które były warte naszego ponownego spotkania - powiedziała, skromnie spuszczając wzrok. - Wybrałam jedynie to, co było najbliżej spełnienia standardów. Nie obraziłaby się, gdyby zeszli z zaśnieżonej areny. Mogła zawołać po to swój transport, chociaż preferowałaby, gdyby od razu udali się w jakieś miejsce ich godne, bo tak jak nie na miejscu wydawało jej się źle ubrać, tak nie chciała znieważać miejsca spoczynku rodziny rozmowami o modzie, spacerach i dobrym jedzeniu. Z drugiej strony... Ciężko było się jej rozstać z tym dziwnym mostem do braci. Mogli być głęboko pod ziemią, ale to nie miało znaczenia. To, co się tam znajdowało, to pewnie resztki, a i to tylko może. To było niestety wszystko, co po nich zostało. Po wielkich marzeniach chłopców, którzy pomagali jej wchodzić na drzewa i uczyli języków obcych. Daihachi był ogrem, który ciągał ją za kucyki i wrzucał martwe myszy do pokoju, to fakt. Matka mówiła jej, żeby spędzała z nim chociaż odrobinę czasu, bo kiedyś będzie żałować, a teraz co? Mama była nie wiadomo gdzie - Hayley od dawna podejrzewała, że już nie żyje - a niemal wszyscy jej synowie leżeli w zimnej ziemi Alaski. Chciała stąd uciec i nie chciała odchodzić. Nie miała pojęcia, co czuje wobec tej ziemi. Jej wzrok wrócił od grobów do Hidekiego. Postawiła na to, że on będzie dla niej kompasem. "Czy zresztą nie było tak zawsze?" Pozwoliła miłemu materiałowi ubrania brata otrzeć sobie łzę z policzka, kiedy ten ją przytulił. - Tworzyłam coś wielkiego - przyznała, starając się nie użalać nad sobą i swoim losem, kiedy spodziewała się, że Hidekiemu było tu o wiele trudniej. - Ojciec wysłał mnie do Imperium Macedońkiego. Bliżej władzy, niż pewnie sam wiedział - przyznała, unosząc głowę, odsuwając się na długość ramion. Dłoni wciąż nie zdjęła z brata, jakby bała się, że ten gdzieś odleci. - Swoją drogą, czemu jesteś tu bez Kogi? Na pytanie Olivera z kolei spojrzała na Blacka i uśmiechnęła się z chłodną uprzejmością. Kiwnęła głową na znak zgody. Samej zdarzało jej się palić, chociaż bardzo rzadko i raczej dla przyjemności, niż żeby zaspokoić sobie swoje niedobory emocjonalne. Brunet natomiast wyglądał, jakby miał takowych wiele. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Arena rodzinna Himurów | |
| |
| | | | Arena rodzinna Himurów | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |