Inni
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Inni

Czy ja potrafię hostować forum? Otóż nie, ale dlaczego mam nie próbować po raz 193988484? No właśnie. Haha. [forum w budowie]
 
IndeksIndeks  CalendarCalendar  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  Zaloguj  

 

 Nathan Underhill

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Nathan Underhill

Nathan Underhill


Posts : 4
Join date : 06/10/2022

Nathan Underhill Empty
PisanieTemat: Nathan Underhill   Nathan Underhill EmptyCzw Paź 06, 2022 4:04 pm

grupy: uczniowie IEW


Nathan Underhill Tumblr_a07464f2a476a5ab6c7460f18df578c8_94e8a8ba_500

godność: Nathaniel Underhill (Thomas Sangster)
klasa i wiek: VIII klasa IEW, 03:47AM, czwartek, 01.09.2304, panna, 18 lat
rasa: mutant, kontrola czasu
status, punktacja: zielony, >10 000pkt
ranga: Przewodniczący szkoły
internat: tak
stypendium: tak
miejsce urodzenia: Gold Point Ghost Town, Nevada
miejsce zamieszkania: Callville Bay
rodzice: ojciec Gregory Underhill; relacje poprawne, zmarła matka Ophelia z domu Goldie, śmierć w roku 2312 (choroba autoimmunologiczna); przed śmiercią relacje dobre
inna rodzina: brak danych
status majątkowy i źródło utrzymania: ubogi, utrzymujący się jedynie ze szkolnego stypendium (brak wsparcia finansowego od ojca)
religia: chrześcijanin

grupa krwi: MARh+
kondycje zdrowotne: anemia
przyjmowane leki: suplementacja żelaza, suplementacja wapnia, suplementacja witamin: A, B12, D
historia leczenia: przed rokiem 2314 brak, po przyjęciu do IEW diagnostyka ogólna - stwierdzone: anemia,  niedożywienie, płaskostopie, astygmatyzm, depresja, zaburzenia lękowe. Leczenie psychiatryczne oraz psychoterapeutyczne, fizjoterapia i rehabilitacja wagi  oraz wzroku. Współcześnie wyniki w normie, brak programów lekarskich zastosowanych wobec ucznia.

cechy rozpoznawcze i charakterystyczne: wzrost 190 cm, chudy, rasa biała, włosy blond, oczy zielone, nos szeroki, styl ubierania przeciętny, mimika oraz prezencja przyjazna, szeroka blizna, zagojona, na przedzie lewej łydki (upadek z wysokości), przypalenia, zagojone na udach obu nóg (samookaleczanie)
obiektywna atrakcyjność fizyczna: nie jest typowo atrakcyjny, ma bardzo szczególną urodę, ale przykłada na tyle niewielką wagę do swojej prezencji, że postrzegany jest raczej jako przeciętny
Powrót do góry Go down
Nathan Underhill

Nathan Underhill


Posts : 4
Join date : 06/10/2022

Nathan Underhill Empty
PisanieTemat: Re: Nathan Underhill   Nathan Underhill EmptyCzw Paź 06, 2022 4:05 pm

Nathan Underhill Tumbleweed

Dawno temu opuszczone osady górnicze służyły w Stanach Zjednoczonych za atrakcję turystyczną. Wobec tego przestały być opuszczone, ponieważ dookoła zbudowało się środowisko obsługujące turystyczny popyt napływających mas. W końcu jednak wraz z upływem lat osady post-górnicze przestały być tak atrakcyjne, aż w końcu zniknęły z przewodników w ogóle i już nie było kogo obsługiwać. Wielu mieszkańców wyprowadziło się szukając pieniądza gdzieś indziej, ale nie każdy miał taką możliwość. Między innymi rodzina Nathana, która od pokoleń obsługiwała kopalnię w Gold Point jako przewodnicy i przewodniczki. Gregory Underhill był jednak ostatnim, który pełnił tę funkcję, a było to kiedy jeszcze był nastolatkiem. Jego ojciec zdecydował o zamknięciu biznesu, przebranżowując się na jazdę pociągami, a Greg, ojciec Nathana został kierowcą autobusu. Dlaczego nie opuścił Gold Point? No więc w grę wchodziła oczywiście miłość. Chłopak od podstawówki zakochany był w swojej rówieśniczce ze szkoły, do jakiej uczęszczali razem poza granicami Gold Point. Ophelia jednak cierpiała na rzadką chorobę autoimmunologiczną krwi, która stopniowo coraz bardziej uniemożliwiała jej poruszanie, aż w końcu przykuła ją do granic domu. Pięknego, rustykalnego budynku odziedziczonego po rodzicach w samym centrum osady, co to jednak miało za znaczenie, skoro stał on się klatką dla młodej, ledwie dwudziestoletniej dziewczyny?

Nathan Underhill Tumblr_inline_p4is13cNJn1tn5py3_540

Jakie są możliwości dziecka w osadzie takiej jak Gold Point w XXIV wieku? Aby nie być pesymistycznym, warto powiedzieć, że bliskie zeru, a nie po prostu zerowe. Dzieci bowiem było niewiele - trójka młodych chłopców, którzy byli zbliżeni wiekiem. Oscar, trzy lata starszy niż Nathan i Dean, w wieku Nathana. Oczywiście technologia poszła do przodu i ograniczenia odległościowe nie były już takie przytłaczające, natomiast miejsca takie jak Gold Point rządziły i do dzisiaj rządzą się swoimi prawami. Odbiorniki sygnału w postaci telefonów czy komputerów były sprawne jedynie między godziną 19:00, a 23:00, dlatego Nat, podobnie jak swoi rówieśnicy nie mieli komórek. Każdy z nich oglądał bajki na rządowym kanale dostępnym na całym kontynencie bez przerw w zasięgu, za to z przerwami na reklamy, dlatego tematami do rozmów między dziećmi często było to, jakie reklamy dzisiaj widziały. Śpiewały dżingle z co bardziej głupkowatych tworów i marzyły sobie, o co poproszą rodziców kiedy za dwa tygodnie znowu przyjedzie samochód dostawczy korporacji, która obsługiwała ich miasteczko. W dodatku kierowca dostawczaka zawsze dawał im tabliczkę czekolady, chrupki, a czasem nawet zabawkę o ile tylko podeszli do niego kiedy wyładowywał towar.
Wróćmy jednak do początku, ponieważ ten również jest ciekawy. Kiedy Nat miał przychodzić na świat na przestrzeni tygodni, lekarz który prowadził poród jego mamy (w domu, dojeżdżał, ponieważ kobieta nie mogła wychodzić) obwieścił: albo matka, albo dziecko. Dlaczego? Rzadka choroba autoimmunologiczna! Konflikt serologiczny! Można powiedzieć, że to dość późno jak na taką informację, lekarz jednak nie był najwyższych lotów. Musiał to być ktoś, na kogo pracę będzie stać rodzinę Underhill. Robił, co mógł, przy warunkach jakie miał - polowych. Dlatego komunikat nie wywołał złości, jedynie słuszny stres i lęk. Mama Nathana, jak można się domyślić, postanowiła urodzić. Na szczęście poród przeżyła, chociaż ogromnym kosztem dla swojego ciała oraz ciała dziecka, ale jednak przeżyła. Mogła spędzić z synem wiele bezpiecznych i czułych dni w łóżku, ale bez ojca, który musiał wyrobić godziny jako kierowca autobusu również w sąsiednich osadach, ponieważ na pracę lekarza musiał wziąć niemały kredyt. “Kilka tygodni i będzie z głowy!” - myślał, kiedy brał, ale niestety odsetki ciągną się za Gregorym do dzisiaj. Z drugiej strony, może i ma odsetki, ale syna też, dlatego bardzo możliwe, że było warto.
Podsumowując wczesne dzieciństwo Nathana - powtarzające się motywy to choroba matki i nieobecny ojciec, starający się utrzymać rodzinę. Jego mizerna odporność (nawet na pustyni, jaką jest Gold Point), ciągłe gorączki i zakarzenia. Dobry rząd, dobry pan prezydent, dzięki któremu mógł oglądać bajki i dobra firma X, która przywoziła darmową czekoladę i zabawki. Złe słońce, złe mutanty, o których słyszał czasami kiedy rodzice oglądali wiadomości o 20:45 codziennie, o wypadkach z ich udziałem. Dużo jaszczurek i drapieżnych ptaków. No i wielka, ciągnąca się, wszechobecna nuda.

Nathan Underhill 68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f4d787553324d747562647a7937773d3d2d3130353535303433372e31346233343431

Czas kazałby sądzić, że Nathan się starzeje, nie zdradzało tego jednak jego oblicze czy postura. Owszem, zachodziły jakiejś zmiany, ale zdecydowanie mniej intensywne niż u innych dzieci. Nie, żeby miał porównanie, bo w Gold Point ciężko było o jakieś dzieci, ale nawet te, które widział w telewizji różniły się od niego. Rodzice mówili mu, że to pewnie przez komplikacje przy porodzie, a on im wierzył, nie było zresztą powodu, żeby myśleć, że jest inaczej.
Nathan powoli wchodził w wiek szkolny. Razem z pozostałymi dziećmi z osady jeździli codziennie kilka miejscowości dalej, żeby móc uczyć się w kilkuosobowych klasach. Wszystkie dzieciaki z rejonu wierzyły, że tak pewnie wygląda każda szkoła, tak naprawdę. Bo oczywiście oglądali i oglądały filmy na rządowym kanale R1, ale kto by tam wierzył telewizji, skoro rzeczywistość tak dramatycznie narzucała się percepcji.
Starsze dzieci często zostawały po szkole, żeby gdzieś się razem poszwędać, ale te, które przyjechały z Gold Point, zawsze musiały wracać od razu po lekcjach, nawet najstarszy Oscar. Było to powodem do żartów dla pozostałej młodzieży - Haha, Gold Point znowu wracają do kopalni! - dzieciaki zresztą kilka razy protestowały, nie miały w sobie jednak jeszcze wystarczająco potrzeby indywidualności czy samostanowienia o sobie, żeby walczyć dłużej. Godziły się więc na dogryzanie i wyśmiewanie, każdy z chłopców zresztą miał swój sposób na obchodzenie się z zachowaniem rówieśników. Najstarszy, Oscar, zrobił się agresywny. Mama mówiła Nathanowi, że to zdecydowanie przez swojego ojca, który miał ogromny problem alkoholowy. Mówiła też, że Nathan nie może naprawdę się na niego złościć, jeśli ten coś mu zrobi. Nathan musiał zrozumieć, że nie wszystkie dzieci mają tak dobry dom jak on, nie wszystkie dzieci dostają śniadania do szkoły i mogą zjeść obiad z obojgiem rodziców przy stole, jak ludzie. Nathan tak naprawdę jeszcze tego nie rozumiał, ale bardzo się starał, a kiedy Oscar zaczął i jemu zabierać śniadania, on sam mu je dawał z myślą, że pewnie tego chciałaby mama.
Dean, czyli chłopiec w tym samym wieku co Nathan, zrobił się bardzo wycofany i nieobecny. Nikt nie odprowadzał go na autobus, chociaż on też miał oboje rodziców i też miał śniadania do szkoły. Do nikogo się nie odzywał, nie robił prac domowych. Pyskował nauczycielom i pyskował innym uczniom, nawet Oscarowi, który w końcu zostawił go w spokoju, twierdząc, że Dean jest dziwny. To on pierwszy uciekł z przystanku na którym miał odebrać ich ojciec Nathana, on przestał przychodzić do szkoły. Mama o nim też mówiła. Nazywała go zagubionym i niezrozumianym, mówiła, że pewnie będzie artystą. Powtarzała też, że Nat nie może się z nim przyjaźnić, nawet gdyby Dean się do niego odzywał. Bo ta rodzina to są renegaci. Oni nie wierzą w Stany, chcą nowego porządku świata. Kiedyś nawet rodzice Deana przyszli do domu Underhillów, żeby porozmawiać o swoim synu. Nathan był wtedy przy telewizorze, ale słuchał. Rodzice Deana prosili jego rodziców, żeby Nat może jakoś zajął się ich synem, że on jest samotny i potrzebuje wsparcia, ponieważ jest inny. Ojciec odmówił, mówił, że Dean zrujnuje jego synowi przyszłość, mama chyba trochę płakała, kiedy przecząco kręciła głową. Kiedy wyszli, Nathanowi było smutno, chociaż nie do końca wszystko rozumiał. Późnym, późnym wieczorem, kiedy już był w piżamie i czytał jedną z setek książek na czytniku, drzwi do jego pokoju się otworzyły. Mama pokazała mu, żeby był cicho, przykładając palec do ust i podeszła do jego łóżka, uklękła przed nim i złapała go za ręce. Minę miała co najmniej bardzo przejętą. Westchnęła i powiedziała szeptem słowa, które pobłogosławiły, bądź przeklęły Nata na resztę jego dni. Powiedziała: “Nat, nie możesz tak zostawić tego chłopca. On jest zupełnie sam, spróbuj go zrozumieć. Pamiętaj, żeby zawsze myśleć o takich dzieciakach, takich które nie miały, albo nie mają nikogo. Pamiętaj, dobrze?”
Może i był to szept, dla dziecka był on jednak głośniejszy niż burza piaskowa, która nadeszła niedługo po tym, jak mama wyszła, przykazując mu, żeby poszedł już spać, bo jutro przecież jedzie do szkoły.
No właśnie. Nathan. Jak Nathan radził sobie ze szkolnym wyśmiewaniem? Cóż, można by powiedzieć, że słabo, ale on sam tak tego nie odbierał. Przybrał bowiem rolę swoistego błazna, który starał się śmiać razem ze swoimi oprawcami. Z roku na rok radził z tym sobie coraz lepiej, ponieważ coraz więcej rozumiał nie tylko z tego, co działo się dookoła niego, ale również z motywacji otaczających go ludzi. Mama uczyła go o tym wiele, wiele opowiadała. Chciała, żeby jej syn nie był przede wszystkim stereotypowym facetem, który nie ma pojęcia o istnieniu empatii, ale też żeby mógł operować swoim poznaniem. Bowiem mieć zdolność do znania intencji innych, do ich motywacji, to wielka zdolność. Nie bać się zostać zranionym, mieć pewność siebie w świecie, który będzie się starał go jej pozbawić. Cóż, mama chłopaka na pewno była potężną kobietą. Wielka szkoda, że niedługo po tych naukach odeszła.
Powrót do góry Go down
Nathan Underhill

Nathan Underhill


Posts : 4
Join date : 06/10/2022

Nathan Underhill Empty
PisanieTemat: Re: Nathan Underhill   Nathan Underhill EmptyCzw Paź 06, 2022 4:06 pm

Nathan Underhill A2897cbc-b911-45be-8abc-aac231effe43.md

Dorastanie bez mamy, którą się strasznie kochało jest bardzo trudne, tym bardziej dla queerowego dzieciaka, który jeszcze nie wie co ten queer znaczy. Tym bardziej dla dziecka nauczanego przede wszystkim wrażliwości. Tym bardziej dla chłopca, który zamiast zawierać przyjaźnie, uczył się jak rozumieć ludzi dookoła. Kiedy jednak zabrało mamy, a tata oddalił się w pracę, Nathan czuł, jakby został kompletnie sam w dużym, rustykalnym domu. Miał osiem lat, gdy mama niespodziewanie odeszła przez niedotlenienie mózgu wywołane swoją chorobą. Niestety, chłopiec słyszał i widział, jak ojciec płacze nad łóżkiem zmarłej już kobiety, gdy ją znalazł. Potem patrzył, jak ciało jego mamy wynoszone jest do dziwnego, długiego samochodu. Tata wyjaśnił, że to na kremację. Wróci w urnie, będzie można ją bezpiecznie pochować. To było naprawdę straszne, piorunujące wręcz doświadczenie dla ośmiolatka, żeby patrzeć na obojga swoich rodziców w stanie, w jakim byli. Tamtego dnia Nathan nawet chciał pójść do szkoły, żeby uciec przed zalewającym smutkiem swojego taty, przed którym nie umiał się obronić, niestety - ojciec był jedynym kierowcą autobusu w Gold Point. Dlatego musiał zostać w domu. Dużo przytulał tatę, który szeptał, mówił i wyrzucał przez szloch bardzo różne zdania, zazwyczaj tak naprawdę nie mające sensu. Było tam dużo opowieści o miłości do mamy oraz wspomnienia, a raczej ich przebitki. Tata jednak nie kontaktował za dobrze. Śmierć Ophelii uderzyła go tak mocno, że zaniemógł na kilka dni. Nie odzywał się i nie jadł, jedynie martwymi oczami poruszał za osobą, która do niego mówiła. W pierwszych godzinach był to Nathan, syn czujący się  w obowiązku, aby zaopiekować się rodzicielem. Kiedy jednak niemoc trwała dłużej, niż chłopiec zakładał, że powinna, pobiegł do pierwszego, najbliższego zamieszkanego domu. Nadchodziła wtedy burza piaskowa, więc musiał biec naprawdę szybko, żeby jeszcze wrócić.
Rodzice Deana bez zawahania ubrali się i pobiegli do domu Underhillów, wcześniej przykazując Nathanowi, żeby został u nich. Nie było potrzeby ryzykować dalszym traumatyzowaniem dziecka, skoro jego miejsce zamieszkania w tej chwili nie było w ogóle bezpieczne.
Nat usiadł razem z Deanem przy konsoli. Ojciec chłopaka pracował jako PRowiecoddziału jakiejś dużej firmy, dlatego było go stać na zapewnienie swojemu domostwu odbiornika sygnału, który zapewniał wszystko: sygnał, internet, pamięć mobilną. Dean zaproponował  Nathanowi, żeby razem zagrali, chociaż sam ewidentnie nie był specjalnie przejęty padem, ani ekranem konsoli. Patrzył za to z rozbawieniem na Nata, który jak zahipnotyzowany patrzył, jak jego postać porusza się po ekranie wedle jego woli.
- Naprawdę pierwszy raz grasz? - zapytał po parudziesięciu minutach. Nat odpowiedział tylko: “aha”, wbiegając w jakiś wyświetlony na ekranie las.
- To co robisz, jak są takie burze?
- Czytam? - odpowiedział niepewnie chłopak, na co Dean pokiwał głową i rozciągnął usta w wyrazie rozbawienia.
- Okej, a co?
- Ym… Do tej pory mama wybierała mi książki.
- Okej, to ten, em… - przerwał szybko Dean, kiedy usłyszał o zmarłej przed chwilą kobiecie. - Mój tata może ci przesłać jakieś nasze czytniki.  Ej, a oglądasz telewizję?
- Tak. A ty nie? - zapytał Nat naprawdę szczerze zdziwiony. Na tyle, że aż oderwał wzrok od ekranu, aby spojrzeć na rozmówcę.
- Tata mówi, że tam można się nabawić tylko rządowego patolenia.
- Tam? Przecież to tylko telewizor, to nie jest miejsce.
- Ale masz miejsce tutaj - Dean postukał się palcem po czole. - Tata mówi, że telewizją można to tylko zaśmiecać. Mama też z resztą.
- Przecież ty też masz telewizor. - powiedział Nathan, wskazując na ekran na jakim grali.
- To? - Dean zaśmiał się pogardliwie. - To jest tylko obraz. Nie ma podłączenia do telewizji.
Tym bardzo trudnym dniem rozpoczął się najtrudniejszy rok całego dzieciństwa Nathana. Rok, który wyjątkowo miał okazać się o wiele mniej samotnym, niż myślał, kiedy zobaczył swoją mamę martwą tamtego dnia właśnie.
Po kilku dniach ojciec blondyna wrócił do życia, wszystko dzięki pomocy rodziców Deana. Niestety, obyło się bez specjalnej wdzięczności. Tatę Nata stać było tylko na suche “dziękuję”, a potem i tak gadał na swoich wybawicieli do własnego syna. Nazywał ich zdrajcami i oszołomami, skarżył się, że lekarz, którego tamci zamówili i za którego zapłacili, nie wspominając nawet o oddawaniu jakichkolwiek pieniędzy, na pewno wstrzyknął mu jakieś dziwne substancje, bo teraz to boli go głowa, brzuch, noga a w ogóle to tamci, to pewnie ci okropni liberałowie. Słowa ojca traciły jednak coraz bardziej na znaczeniu - ponieważ Nat był coraz bliżej z synem wyklinanych, strasznych liberałów. Coraz rzadziej jeździli do szkoły, częściej już przychodzili na prywatne lekcje online, jakie Dean miał umówione w domu. Jednak dni, kiedy nie było burzy, a dorośli nie zdążyli zainterweniowawać, to były dni kiedy chłopcy uciekali razem do starej kopalni złota. Najpierw sami, a potem z Oscarem, a potem jeszcze z kilkoma ludźmi ze szkoły kilka miejscowości dalej, którzy to teraz przychodzili tutaj, żeby pospędzać czas z nimi. Z wyśmiewanego dzieciaka i dziwnego outsidera stali się tymi cool. Zresztą, trzeba przyznać, że jest całkiem imponujące prowadzić grupę paroletnich kolegów i koleżanek przez niemal nieprzebitą wzrokiem ciemność, żeby w końcu trafić do tajnej kryjówki po drugiej stronie miasta, gdzie dalej leżały jeszcze tory kolejki i parę wagoników, dawno zardzewiałych i niesprawnych, za to jakich idealnych na kryjówkę dla dzieciaków.
Zazwyczaj jednak byli sami. Bez konsoli czy czytników, które mogły ich oddzielać, rozmawiali godzinami, kręcąc się po przerdzewiałych drabinkach w opuszczonych turystycznych kompleksach swojego Miasta Duchów. Kiedy siedzieli z innymi, często rozmawiali o dziewczynach, rozmiarach swoich penisów, przekleństwach. Nienawiści do nauczycieli i o tym, że chcieli się wyrwać z Gold Point, jednak wracając - najczęściej byli sami. Dean wydawał się wtedy Nathanowi taki cool. Niezależny i niepokorny, jakby kompletnie osobny od swoich rodziców. Cóż, rodzice samego Deana również przykładali do tego rękę, prowadząc dosyć nieobecny tryb rodzicielstwa, ale jednak. Nat miał wrażenie, że nigdy nie mógłby być kimś takim, kimś tak wolnym. Tak wiele zawdzięczał innym, że nie umiałby tego odrzucić… Po prostu dla bycia sobą.
Jednego ranka w kopalni Dean przyniósł papierosy i szklaną butelkę, w której później okazało się, że była niedopita resztka whisky jego taty. Nat prawdopodobnie zbladł na ten widok, co z kolei bardzo rozbawiło przyjaciela.
- Nie patrz tak na mnie! Przyznaj, że sam chcesz spróbować! - powiedział, siadając koło Nata na szynie kolejowej zawieszonej parę metrów nad ziemią. Butelkę postawił na szynie tak, że prawie się mieściła, a paczkę papierosów otworzył i zamienił jednego z nich, wsadził go z powrotem do góry nogami. Nie wyjaśnił, zresztą Nat i tak nie zdążył zapytać, bo Dean już wyjmował następnego i nie czekając, podpalił go w ustach. Nathaniel patrzył na wszystko jak zahipnotyzowany, jeszcze bardziej niż tamtego dnia, kiedy pierwszy raz grał u niego na konsoli. Chłopak nawet się nie zakrztusił, po czym wypuścił dym nosem na przyjaciela. Nat tylko od tego się rozkaszlał, przyjaciel miał z tego jakiś dramatyczny ubaw. Podał odpalonego papierosa blondynowi, który ledwo łapał oddech i patrzył na niego wyczekująco.
- Dean, ja nie wiem, czy umiem. - Odpowiedział Nat na pełną oczekiwań minę przyjaciela. Ten ze zirytowanym sapnięciem złapał za butelkę koło siebie, żeby ta nie spadła, po czym usiadł okrakiem na szynie. Poklepał drugiego po nodze i skinął głową, sugerując mu, żeby ten zrobił to samo. Nat zrobił. Dean przysunął się do niego tak, że stykali się kolanami.
- Musisz pociągnąć dym, tak jakbyś brał oddech szlugiem… - powiedział, przykładając filtr do ust przyjaciela. Ten niepewnie wziął wdech, czując, jak ten pali całą jego głowę. - A teraz musisz wypuścić nosem.
- Przecież to jest straszne! - powiedział, łapiąc za butelkę przed sobą, desperacko potrzebując się czegoś napić. - To nie będzie takie okropne, nie?
- Podobno pierwszy łyk jest najgorszy, więc musisz wziąć dwa. - Dean powiedział to z tak oczywistym wyrazem nabijania się na twarzy, że każdy by się zorientował, ale Nat akurat się dusił, więc nie zwracał w ogóle uwagi na przekazy niewerbalne. Poza tym, może był ciekawy? Sam chciał być trochę dziki i wolny, tak jak siedzący obok przyjaciel, który umie zaciągnąć się szlugiem i nawet się nie zaksztusić?
Nat pociągnął dwa, duże łyki z butelki i zrozumiał, że nienawidzi alkoholu jeszcze bardziej niż papierosów. Wrzący olej przelał mu się po gardle i ustach, odór alkoholu uderzył w nozdrza aż do mózgu, a na dłoniach i ustach miał resztki tej potworności.
- Dean - zaczął po tym, jak ledwo udało mu się połknąć whisky. - Czy ty chcesz mnie dzisiaj zabić?
Dean zachichotał perliście, odkręcił korek jednym pstryknięciem (zupełnie, jak swój ojciec) i dopił pozostałą resztkę w butelce, po czym cisnął ją na skały, rozbijając oczywiście z hukiem, jak wszystko, co Dean robił.
- Gdybym chciał, już miałbym okazję tysiąc razy! - żachnął się przyjaciel, któremu od alkoholu wystąpiły rumieńce na buzi. Nat uznał, że wykorzysta to do swojego ogromnego, dopracowanego przytyku.
- Ha! Ale to nie ja się rumienię - powiedział, unosząc brwi i bujając się troszkę na bok pod wpływem whisky. Dean złapał go za przedramię, żeby ten nie spadł.
- Rumienisz się, rumienisz. - Przyjaciel patrzył na niego, nagle przestał się uśmiechać. Nat spiął się cały - czyżby zrobił coś nie tak? Mógł przesadzić, albo jednak za dużo tamtego palącego wypił i zrobił tym samym niemiło przyjacielowi.
- Nat - zaczął chłopak - Mogę cię pocałować?
- Tak. - odpowiedział po chwili, chociaż krótkiej. Dean pocałował go - smak i zapach whisky z jego warg znowu uderzył. Lepkie palce przyjaciela objęły jego szyję, a on sam zorientował się, że oparł dłonie na ramionach drugiego chłopca. Kiedy pocałunek się skończył, obaj spojrzeli na siebie i wahali przez moment. Jednak nic się nie zmieniło, dalej byli dla siebie tak samo ważni.
- Tylko… - wyrzucił Nat, machając jedną ręką. - Nie mów mojemu tacie, bo on to nie rozumie takich rzeczy.
- Tak! Ale nas w ogóle nikt nie rozumie!
- Tak! Wszyscy to tylko reptilianie, liberaliści i neotarzani!
- Tak!
Tak też zakończył się pierwszy pocałunek Nata. Jakiś czas później bowiem Nathan zleciał z szyny na ziemię i musieli wracać do domu bardzo okrężną drogą, bo kiedy próbowali przez jaskinie, to zgubili się dwa razy z rzędu w ciemności.
Niewiele jest jednak historii dziecięcej przyjaźni, która nie została czymś przerwana. Ta również taką nie była, bo już kilka tygodni po tym, jak chłopcy zaczęli się całować w kopalni, rodzice Deana podjęli decyzję o wyprowadzce z Gold Point. Mama chłopca dostała lepszą pracę w większym mieście, w którym przy okazji jej syn nie będzie mógł tyle opuszczać zajęć w szkole - a zaległości przez to i tak miał już okropne. Przyjaciele byli oczywiście bardzo niepocieszeni. Dean protestował, starał się jakoś układać z rodzicami, niestety o tym nie mogło być mowy. “Znajdziesz nowych kolegów skarbie!” miała powiedzieć jego mama przy jednej z takich rozmów.
“A co ze mną?” - myślał Nat, chociaż nie odzywał się w żadnej z kłótni jaką jego przyjaciel prowadził z rodzicami przy nim. Desperacko musiał ze sobą walczyć, żeby starać się ich jakoś zrozumieć w tym wszystkim, po prostu dlatego, że decyzja o wyjeździe okropnie go bolała. Znajdowanie w sobie empatii w chwilach takich jak ta było trudne i nieprzyjemne, a on miał tylko osiem lat i nie miał mamy, która mogłaby mu w tym pomóc. Jedynym plusem tego wszystkiego było, że ojciec Deana zdecydował się zostawić Natowi nadajnik emitujący sygnał dla urządzeń wszelkiego rodzaju. Wiedział, że inaczej jego syn nie miałby możliwości żeby kontaktować się ze swoim przyjacielem i chciał do tego nie dopuścić. To już nie XXI wiek, że ludzie jeszcze pisali do siebie listy, tym bardziej dzieci mające tyle lat co Dean i Nat.
Kiedy wyjeżdżali i byli już spakowani do auta, przyjaciele pożegnali się ze sobą, głowa rodziny wysiadł jeszcze z samochodu, żeby zamienić parę słów z zostającym w Gold Point chłopakiem. Wydawało się, jakby było mu trochę niezręcznie, tak jakby nie robił tego całego rozmawiania z dzieckiem za często.
- Słuchaj Nathan, jesteś mądrym i zdolnym chłopakiem, wiem, że z Deanem dobrze się bawiliście i mam nadzieję, że utrzymacie kontakt, ale… Spróbuj nie słuchać tych wszystkich bredni, które mówią w telewizji, co? Twój tata, dla niego jest już pewnie trochę za późno, ale ty spróbuj.
Potem pojechali. Tłumy kurzu i piachu jakie się za nimi uniosły były gorsze, niż jakakolwiek burza piaskowa. Zrezygnowany dzieciak wrócił do domu, w którym przywitał go właśnie ten tata, dla którego miało być już za późno.
- Pojechali? - zapytał, nie odwracając wzroku od okna przez które obserwował jak samochód rodziny Deana znika za horyzontem.
- No tak.
- Bardzo dobrze, wystarczająco tu namieszali. - Tata burknął spod wąsa. - Zaczniesz chodzić do szkoły może teraz, jak nie ma tego ich chłopaka.
- Nie wiem, zobaczę.
- Słucham? - Z niedowierzaniem spytał rodzic. Ewidentnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi ze strony swojego syna, który był raczej spolegliwy i pokorny.
- Powiedziałem, że zobaczę.
- Nathan! - krzyknął mężczyzna, patrząc jak dziecko idzie do pokoju, nie oglądając się na niego.
- Tato? - Nathan dopiero przy drzwiach odwrócił się do taty, a wtedy przyłożył palec do ust. - Cichutko. Dość już powiedziałeś.
A potem Nathan wylazł oknem, żeby nie musieć słuchać walenia w drzwi i pobłądzić samotnie w kopalni. Samotnie, bądź ze swoimi myślami.
Słowa taty Deana zebrały żniwo, ponieważ od dnia wyjazdu przyjaciela, Nathan włączył sam z siebie telewizor może ze dwa razy, a potem i tak go szybko wyłączył. Teraz wolał spędzać czas poza domem, głównie oczywiście w swojej ukochanej kopalni. Przyjaciel zostawił tam kilka niedokończonych paczek papierosów, a po zlaniu resztek z nierozbitych butelek miał jedną, prawie pełną. Walory smakowe takiej mieszanki były może znikome, ale jej ciepło uśmierzało ból i przypominało o utraconym przyjacielu. Co prawda mógł z nim pisać przez zegarek z opcją komunikacji, który Dean mu zostawił, ale to nie było to samo. Spędzał dnie na wchodzeniu w najbardziej zapuszczone części parku rozrywki, jakim kiedyś była kopalnia. Tam pił, albo palił, stopniowo z coraz większą przyjemnością. Zapraszał też dalej ludzi do swojego miejsca, po prawdzie tylko dlatego przyjeżdżał jeszcze do szkoły. Zapewniał sobie w ten sposób stałe dostawy używek, jakich teraz zdawało mu się, że potrzebuje. Starszym dzieciakom już sprzedawano takie rzeczy w sklepach, więc nie było dla nich problemem żeby przynieść dla przykładu flaszkę, jeśli dzięki temu Nat przeprowadzał ich przez korytarze do najciekawszych miejsc. Najczęściej jednak Nathaniel był sam. Otumaniony alkoholem i emocjami, przyciskał płonący koniec papierosa do swoich ud i starał się nie krzyczeć z bólu. Te chwile, te najmniej przytomne, zdawały się trwać wieki. Mógł zatopić się w uczuciu wszechogarniającego bólu po Deanie, po mamie, po ojcu, po swoim dziwnym dzieciństwie i płakać, bo w ciemności kopalni czas zdawał się być mu posłuszny.

Nathan Underhill 68747470733a2f2f73332e616d617a6f6e6177732e636f6d2f776174747061642d6d656469612d736572766963652f53746f7279496d6167652f7642714b526c54306b6f696f77513d3d2d3433343635363633362e3134643062613563

W życiu niemal każdego mutanta przychodzi dzień, w którym do drzwi domu pukają smutni panowie z rządu i obwieszczają rodzicom, że ich dziecko dotknięte jest ciężką zmianą genetyczną: mutacją. Stało się to również u Underhillów. Nathan już od jakiegoś czasu podejrzewał, że coś się z nim dzieje, nie zakładał jednak, że to może być to. Chyba nikt tego nie zakłada, to wydaje się w końcu takie nieoczywiste.
Mężczyzna z ramienia rządu przyszedł pierwszego dnia października, a nawet przyjechał w dużym, czarnym samochodzie. Do drzwi podszedł w asyście dwóch ciężko uzbrojonych typów w mundurach z przypinką w kształcie godła Stanów Zjednoczonych na piersiach. Kiedy ojciec otworzył mu drzwi, Nathan siedział na schodach, ponieważ obcy prosił, żeby: “dziecko pozostało na widoku”. Zaraz dołączyła do niego kolejna wojskowa osoba, która bez słowa stanęła obok niego z bronią w ręku i z palcem na spuście.
- Dzień dobry! Moje imię i nazwisko nie ma znaczenia, bowiem reprezentuję Stany Zjednoczone Ameryki - zaczął obcy, a Nathan od razu rozpoznał tę frazę z telewizji, którą jego ojciec cały czas oglądał. To była formułka, którą powtarzali reprezentanci MAMu: Ministerstwa Asymilowania Mutantów. Chłopak spojrzał z obawą na żołnierza koło siebie, czując teraz na sobie wzrok spod nieprzeniknionej, czarnej przyłbicy kasku. Szybko wrócił spojrzeniem do ojca i MAMowca, którzy zajęli miejsce w kuchni.
- Pana dziecko dotknięte zostało rzadką skazą na kodzie genetycznym, szerzej znaną jako Mutacja. Przychodzę tutaj z ramienia Ministerstwa Asymilacji Mutantów, czyli przypadków takich jak pana dziecko, aby przedstawić szczodrą ofertę ze strony naszego rządu i pani prezydent. Czy chce pan jej wysłuchać? - Uśmiech rządowego typa mógłby oślepić i chyba oślepił, patrząc na minę taty.
- Tak… Oczywiście. Nathaniel, mutantem? Na pewno zaszła jakaś pomyłka, on nigdy…
- Proszę się rozluźnić - przerwał obcy. - I po prostu wysłuchać oferty, następnie podjąć prostą decyzję na tak, lub nie. Możemy się tak umówić?
- Tak, tak.
- Wspaniale. - MAMowiec rzucił krótkie spojrzenie na Nathana znad swojego perłowego uśmiechu. W jego oczach płonęło dzikie obrzydzenie. Nata aż zemdliło na sam widok. Poczuł, jak stres zaczyna wywijać hołubce z jego żołądkiem.
Oferta była faktycznie dość jasna. Nathan miał zostać teraz zabrany na badania, które miały upewnić pracowników MAMu, że na pewno mają do czynienia z mutacją. Jeżeli obawa się potwierdzi, ojciec jako prawny opiekun Nathana stanie przed wyborem: albo przyjmie ofertę rządu USA i wyśle swojego syna do szkoły w Calville Bay, gdzie Nathan zostanie poddany asymilacji, albo odrzuci ją i zaryzykuje, że jego syn nigdy nie złamie prawa, bowiem jeśliby je złamał, wtedy rząd ma pełne prawo odebrać mu wszelką wolność osobistą i wcielić do wybranego przez siebie Programu Resocjalizacyjnego, a te były realizowane po całym kraju, jak ten długi i szeroki.

Proszę pomyśleć o przyszłości syna. Co będzie dla niego lepsze, żyć tutaj, czy uczyć się w Instytucie do jakiego dostał zaproszenie? Nie będzie drugiej takiej szansy panie Underhill. Drugi raz nie będziemy zapraszać.

- Ale ja nie wiem, jak ja go namówię? Przecież ten chłopak ostatnie co zrobi, to mnie posłucha.
- Proszę się nie martwić, panie Underhill, mamy swoje sposoby żeby zabrać ze sobą dziecko.
- Ja pójdę - powiedział Nat, nikt go chyba jednak nie usłyszał.
- Nie chcę, żeby ktoś mu zrobił krzywdę, wie pan, on ma słabe zdrowie…
- Spokojnie, będzie kompletnie nieoporny, wystarczy tylko, że podpisze pan zgodę.
- Ja pójdę, nie trzeba mnie unieruchamiać - powiedział znów Nathan trochę głośniej. Nadal bez reakcji.
- No dobrze, pan jest taki przekonujący, ale dobrze ich w tym Instytucie traktujecie?
- Oczywiście. Dobro dzieci jest naszą najwyższą wartością.
- Dobrze, w takim razie zgadzam się, dziękuję panu bardzo, że przyjechał pan tu… - Ojciec nie zdążył nawet dokończyć zdania, ponieważ obcy wstał natychmiast po dostaniu zgody i gestem nakazał coś żołnierzowi obecnemu przy Nathanie. Żołnierz odezwał się, nie zmieniając pozycji.
- Obiekt wyraża chęć pójścia dobrowolnie. Melduję brak konieczności neutralizacji.
- Oh, naprawdę? - Niepewność przemknęła przez twarz urzędnika. - Nie lepiej, tak na wszelki wypadek i tak zneutralizować?
- Nie, panie reprezentancie, co innego nakazują przyjęte standardy akcji.
Reprezentant burknął, po czym wyszedł z domu szybkim krokiem i wsiadł do drugiego czarnego samochodu zaparkowanego za tym dużym, po czym odjechał, nie mówiąc już więcej słowa. Nat chciał zapytać o swoje rzeczy, ale trochę bał się tego wszystkiego. Wstał i obejrzał się na tatę, który teraz nie wydawał się już taki pewny.
- Nie przejmuj się tato, wszystko będzie okej. - Powiedział Nathan i wyciągnął ręce do ojca, trochę spodziewając się instynktownie, że żołnierz go powstrzyma, to się jednak nie stało. Tata i syn przytulili się, po czym chłopiec spojrzał na zbrojnego, szukając dalszych instrukcji.
- Idź do auta Nathaniel - przykazał mu tamten i Nat poszedł. Droga przez cały dom, a potem jeszcze do samochodu wydawała się trwać wieczność, ale kiedy w końcu wsiadł, zapiął pas i drzwi się za nim zamknęły, wszystko stało się bardzo szybko. Na nadgarstku zapięto mu dziwną bransoletkę, która jakby odjęła mu sił, chociaż przekonywał siebie samego, że to pewnie tylko mu się wydaje. Ruszyli, a po chwili z krótkofalówki jednego z żołnierzy trzasnął rozkaz. “Niech któryś cały czas ma go na muszce, ten może być wyjątkowo niebezpieczny.”
- Ja? - Z niedowierzaniem zapytał Nathan, wskazując na siebie. Rękę miał ciężką jak głaz. Nikt mu nie odpowiedział. Siedział więc cicho, aż nie dotarli do celu.
Do sterylnego, rządowego budynku wsiadał bezpośrednio z samochodu, bez możliwości zobaczenia ścian, nieba czy okolicy. Śluza natychmiast zamknęła się, kiedy przez nią przeszedł i teraz na korytarzu stał on, oraz grupa trzech lekarzy. Jeden z nich wyciągnął do Nathana rękę z uśmiechem i chłopak znowu poczuł się, jakby był człowiekiem.
- Witaj Nathan, czytałem twoje akta i bardzo mi miło osobiście cię poznać. Nazywam się Bradley Creeve i będę twoim lekarzem prowadzącym. Zaproszę cię teraz ze mną do gabinetu, gdzie dopełnimy wszystkich formalności.
Podążyli razem do gabinetu, a gdy zamknęły się za nimi drzwi, jedna z pielęgniarek odłożyła paralizator z oddechem ulgi.
Nat i doktor Creeve usiedli przy stoliku. Lekarz miał zacząć coś mówić, zmarszczył jednak brwi w zastanowieniu.
- Wiesz co Nathan, daj mi tę rękę. Zdejmę ci tę opaskę.
Urządzenie kliknęło dźwięcznie, oswobadzając nadgarstek chłopca. Ten odetchnął z ulgą, rozcierając obolałe ciało.
- Miałem wrażenie, że to jest jakieś strasznie ciężkie. - Z rozbawieniem przyznał Nat, na co lekarz uśmiechnął się smutno.
- Niestety, ale to urządzenie jest właśnie tak zaprojektowane, żebyś tak poczuł. - Doktor pomachał bransoletką, po czym schował ją w jednej z szuflad stolika, przy którym siedzieli.
- Okej Nat, zadam ci teraz trochę pytań, które są nam potrzebne aby zakwalifikować cię do nauki w Instytucie. Obejrzę cię też ogólnie, żeby ocenić jak się trzymasz fizycznie. Zbadamy ci krew i będziemy gotowi, żeby zawieźć cię do nowej szkoły - mężczyzna uśmiechnął się ciepło. - Wspaniale, że masz taką okazję, prawda?
- Chyba?
Creeve zaśmiał się, po czym przystąpił do badań.
- Mmm, Underhill? I pochodzisz z Gold Point? - zapytał z rozbawionym uśmiechem lekarz.
- Ta… Lata temu, kiedy to była atrakcja turystyczna, to miasto w sensie, to ludzie pozmieniali sobie nazwiska na takie związane z kopalnią, żeby było bardziej autentycznie czy coś.
- I teraz jesteś Underhill.
- I teraz jestem Underhill.
Powrót do góry Go down
Nathan Underhill

Nathan Underhill


Posts : 4
Join date : 06/10/2022

Nathan Underhill Empty
PisanieTemat: Re: Nathan Underhill   Nathan Underhill EmptyCzw Paź 06, 2022 4:06 pm

Powrót do góry Go down
Giovanni Aeneas
Admin
Giovanni Aeneas


Posts : 128
Join date : 24/09/2022

Akta
Godność: Giovanni
Rasa: Inne
Miejsce pobytu: Wymiar lustrzany
Stan zdrowia: Pełne zdrowie
Ubiór: Nie xd
Gender: Również nie

Nathan Underhill Empty
PisanieTemat: Re: Nathan Underhill   Nathan Underhill EmptyWto Paź 11, 2022 6:43 pm

Nathan Underhill Akceptgiovanni
Powrót do góry Go down
https://stillalivemfs.forumpolish.com
Sponsored content





Nathan Underhill Empty
PisanieTemat: Re: Nathan Underhill   Nathan Underhill Empty

Powrót do góry Go down
 
Nathan Underhill
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Inni :: Rejestracja postaci :: Akta :: Młodsi-
Skocz do: